Damsko – Męsko
Jak często Wasza komunikacja z mężem, partnerem, konkubentem, narzeczonym, jednym słowem – mężczyzną życia, wygląda w ten sposób klik?
Szlag Was trafia, kiedy prosiłyście, żeby sprzątnął kuchnię, a on powycierał blaty i uznał, że jest ok? Słyszycie, że płeć tzw. brzydka ma lepszą wyobraźnię przestrzenną, a tymczasem wydajne zapełnienie zmywarki absolutnie przekracza możliwości Waszego egzemplarza? Ile razy dostajecie białej gorączki, kiedy wraca z zakupów i jest jak w dowcipie:
„Kochanie kup pięć bułek, a jak będą jajka weź dziesięć.
Idzie chłop do sklepu i pyta:
– Są jajka?
– Są.
– To poproszę dziesięć bułek…”
A kiedy otwiera szafkę/szufladę i nie może znaleźć tego co ma przed samym nosem, macie mordercze myśli?
Otóż niestety, czy nam się to podoba czy nie, trzeba przyjąć do wiadomości, że gender genderem, równouprawnienie równouprawnieniem – ale jesteśmy różni, bez tej świadomości pozagryzamy się się w pięć minut.
Po pierwsze.
Mężczyźni nie są „domyślni” (tak właściwie, to nikt nie jest, ale to osobny temat…). Potrzebujesz czegoś, oczekujesz konkretnych zachowań, albo odwrotnie, coś Ci nie pasuje? Musisz o tym powiedzieć, nie ma wyjścia, jeśli nie chcesz, to pogódź się z tym co jest i nie licz na jakiekolwiek zmiany.
Po drugie.
Kobiety są „pięciodzielne” (to fantastyczne określenie wymyślił Papcio Chmiel 🙂 ), mężczyźni wręcz przeciwnie. My możemy jednocześnie rozmawiać przez telefon, oglądać telewizję, siekać warzywa na sałatkę i ogarniać dzieci. Facet musi po kolei. Nie to, że mniej skutecznie, tylko inaczej. Ocenia sytuację, definiuje priorytety i po kolei realizuje wg ustalonej hierarchii. I nie wolno mu się w to wtrącać, bo straci wątek i nie dość, że będzie leciał od nowa, to się wkurzy. A wtedy my stracimy cierpliwość, no bo przecież ile można zajmować się jedną sprawą, „ja bym to DAWNO załatwiła”…
Po trzecie.
Jeśli zlecamy konkretne działania, to trzeba je szczegółowo i łopatologicznie przedstawić. Nie mówimy: „sprzątnij kuchnię”, tylko: „umyj w kuchni podłogę, kuchenkę, zlew, wytrzyj blaty i kafelki”. Dobrze jest poprzeć przemowę gestami, wskazując opisywane miejsca, oraz zaprezentować stosowny zestaw narzędzi i szuwaksów do usuwania brudu.
Po czwarte.
Kiedy powierzamy np. wyrychtowanie dziecka rano, powstrzymajmy się przed pretensjami jeśli założone synowi późną jesienią spodnie sięgają zaledwie do kolan (myślałem, że są tylko ciut przykrótkie…), ich wzorek w zieloną kratkę nijak nie chce się dogadać z marynarskimi paskami na koszuli (no jak to? Tu paski i tu paski, tylko te pierwsze w obu rzutach…), a na stopach biją po oczach zimowe buty z poprzedniego sezonu niedopięte, bo mocno przyciasne (na wierzchu były, to myślałem, że to te co trzeba…). Dziecko nie umrze, a chłopa w tych kwestiach raczej nie wychowacie, mimo, że sam na co dzień wygląda normalnie. Zagadka dlaczego w odniesieniu do dzieci nie ogarnia, pozostaje nierozwiązana…
Po piąte.
Istnieje złota zasada: „jeśli matka nie może czegoś znaleźć, to znaczy, że przepadło”, do niej trzeba dodać: „i żona”. Jedyne co można, to przyzwyczaić się i powtarzać jakieś kojące mantry…
Po szóste.
Na zakupy przygotowywać precyzyjną i szczegółową listę. Najlepiej jeszcze w domu pokazać pożądane produkty w opakowaniach (może być na zdjęciach z sieci) oraz postarać się przewidzieć wszystkie pułapki czyhające w sklepie, np. uprzedzić o istnieniu podróbek, zewnętrznie bardzo podobnych, lub że mięso mielone to nie to samo, co garmażeryjne.
Po siódme i najważniejsze.
Trzeba zaakceptować wszystko co powyżej, potraktować z dystansem i zbierać anegdoty do opowiadania przez najbliższych kilkadziesiąt lat. W przeciwnym razie zafundujemy sobie permanentne mordobicie, albo zwyczajnie zwariujemy.
Haha…w punkt…no może bez ubierania bo to mojemu nawet wychodzi
Nijak niektóre rzeczy nie pasuja mi do mojego bo zakupy zrobi i nie trzeba mu pokazywac opakowan i tym podobne 😉 czasem zadzwni tylko z zapytaniem 😉
No to kolejny raz zostałam utwierdzona w moim przekonaniu: „Mam żonę!” I, do … wcale nie jest łatwiej, wręcz przeciwnie.