Do góry dnem, czyli reforma edukacji po polsku
Jestem wściekła, furia przesłania mi oczy. Jak można wywracać do góry dnem system, który owszem, poprawek potrzebuje, ale na pewno nie rewolucji!
Słuchałam dzisiaj w osłupieniu wypowiedzi Minister Edukacji Narodowej – podobno dla nauczycieli i uczniów zmiany mają być niezauważalne. Ciekawa koncepcja… Do podstawówek mają dołączyć dwa roczniki nastolatków, z którymi nauczyciele klas 1-6 nie mieli do czynienia niemal od dwudziestu lat. Dopiero co wszyscy przeciwnicy sześciolatków trąbili na trwogę, że małe dzieci zostaną stratowane przez trzynastolatków, teraz raptem sześcio- i piętnastolatek będą zgodnie koegzystować w jednej placówce. A, przepraszam, podobno od VII klasy młodzież będzie mogła przenosić się do istniejących budynków gimnazjów – fajnie, ale na czym w takim wypadku polegać będzie zmiana? Na kolejnej wiwisekcji podstawy programowej? Drukowaniu nowych podręczników? To można było zrobić bez takiej rewolucji.
Kolejny pomysł: łączenie podstawówek z najbliższym gimnazjum w jeden wielki organizm. Nauczyciel ma iść za uczniem, czyli w praktyce latać między dwiema placówkami. Ja nie wiem, może nie mam pełnego oglądu sprawy, ale w Warszawie gimnazja bardzo często są oddalone od podstawówek o parę przecznic, na wsiach, gdzie zazwyczaj istnieją tylko podstawówki, a gimnazja są w głównych miejscowościach gminy, to już będzie absolutnie niewykonalne. No i ma tym zarządzać jeden dyrektor – maszynę do klonowania należałoby dołączyć. Samorządy właśnie stanęły przed wyzwaniem wszechczasów – upchnięcie sześciolatków to przy tym był pikuś…
Pani Minister wyraziła zdumienie przedwczesnymi, według niej, protestami, bo przecież jeszcze nie wiadomo jak reforma będzie wyglądała. No kurza twarz! Właśnie w tym problem. Brak odpowiedzi na większość pytań: jak pomieścić osiem klas tam gdzie ledwo mieści się sześć? co z nauczycielami – nawet jeśli ilość etatów na papierze w miarę się zgodzi, to powtarzam to co w poprzednim akapicie – podstawówkowi nie pracowali z 14-16 latkami a gimnazjalni z 10-13 latkami od prawie dwudziestu lat? To zaprzepaszczenie ich doświadczenia pedagogicznego, rzucenie na kompletnie nieznane wody, bez asekuracji, ze szkodą dla nich i dla uczniów.
Zmiany mają potrwać trzy lata – serio? W trzy lata da się zlikwidować (pardon, wg ministerstwa „wygasić”) ok. 6 500 placówek edukacyjnych (tyle mniej więcej funkcjonuje gimnazjów), przypominam: „niezauważalnie”?
Jeszcze jedna sprawa mnie niepokoi. Jednocześnie wycofano obowiązek szkolny dla sześciolatków i zamieniono klasę czwartą na dodatkową trzecią, pozostawiając tego samego wychowawcę, a w miejsce nauki przedmiotów tzw. propedeutykę, czyli w zasadzie to, co funkcjonowało w dotychczasowym nauczaniu wczesnoszkolnym 1-3. Ja nie widzę celu ćwiczenia – trzy lata „wstępu” z powodzeniem wystarczają. Jednym, miękkim ruchem cofnięto polskich uczniów o dwa lata… Gratulacje…
Nie da się tak naprawdę rzetelnie przeanalizować skutków tej reformy z prostego powodu – szczegóły przedsięwzięcia póki co owiane są tajemnicą… Wiadomo tylko, że będzie cud-miód-malina…
Teraz trochę prywaty. Cieszę się, że moja Córka jest w gimnazjum. W mojej ocenie wyodrębnienie wieku 14-16 lat odpowiada etapom rozwoju emocjonalnego, dzieciaki w jednym z najtrudniejszych etapów życia ani nie potykają się o małolaty, ani nie czują potrzeby dorównania i przyszpanowania starszym, często już dorosłym kolegom (tak było w czteroletnim liceum).
Martwię się jak cholera o syna. Na szczęście czwartą klasę zacznie normalnie, ale co potem? Pseudo-gimnazjum? Nie będzie mógł wybrać miejsca nauki, zgodnie z możliwościami, zainteresowaniami, tylko jak skazaniec powędruje z klasą tam, gdzie go przydzielą? Bo w naszej szkole nie będzie szans na wciśnięcie ośmiu klas…
I na koniec jeszcze jedno. Nie system był/jest problemem polskiej szkoły, tylko ludzie i kompletny brak rzetelnego, praktycznego nadzoru pedagogicznego i metodycznego, wynikający z Karty Nauczyciela. Mianowany nauczyciel, nawet jeśli kompletnie nie ogarnia, jest nie do ruszenia, dopóki nie dopuści się przestępstwa. W tych samych warunkach spotkałam naprawdę wielu fantastycznych pasjonatów zawodu, którym żadne ustawy, podstawy programowe nigdy nie przeszkadzały – robili i robią swoje na najwyższym poziomie.
Dopracowanie – jak najbardziej, zawsze. Rewolucji mówię zdecydowane NIE.