Sześciolatki w szkole – błagam, bez paniki

Trwa kolejny rok „walki o maluchy”, czyli o zablokowanie reformy edukacji, która ma na celu posłanie do szkół dzieci sześcioletnich i objęcie obowiązkiem przedszkolnym czterolatków. Nie sposób pominąć tego tematu, pomimo świadomości, że na niektórych działa jak płachta na byka, że powraca jak bumerang i że już chyba wszyscy wszystko o tym napisali. Ja też muszę, bo się uduszę – taki charakter 😉 A muszę, ponieważ szkodliwość tej akcji przerosła moje oczekiwania.

Widzę dwa główne obszary, w których przynosi ona zdecydowanie więcej szkody, niż pożytku.

Pierwszym jest Strach.

Wg mnie nie ma nic bardziej niskiego i prymitywnego w jednoczeniu ludzi wokół idei, niż budowanie poczucia zagrożenia. W tym przypadku jest to działanie tym bardziej krzywdzące, że dotyczy dzieci. Dzieci, które z radosnym podekscytowaniem powinny w podskokach zasuwać na swoje pierwsze rozpoczęcie roku szkolnego, ich rodzice zaś z dumą i wzruszeniem powinni im w tym ważnym wydarzeniu towarzyszyć, a nie obgryzać z nerwów paznokcie.
Zamiast tego słyszą: szkoły nie są przystosowane, nauczyciele są nieprzygotowani, dzieci są niegotowe emocjonalnie, dzieci stracą rok dzieciństwa, rodzice najlepiej wiedzą i powinni mieć wybór, w ogóle szkoła to samo zło, miejsce tortur, kaźni, łamania dziecięcych kręgosłupów.
No cóż… Jeżeli w taki sposób podejdziemy do sprawy to… Zostaje wyłącznie edukacja domowa, niezależnie od wieku dziecka.

Szkoły są nieprzystosowane. Czego im brakuje? Przedszkola bywają równie niedoinwestowane, grupy przedszkolne bywają równie liczne, sale również bywają za małe. Przecież nikt w domu nie obniża toalety, kiedy doczeka się potomstwa. Rzadko kiedy można zobaczyć takie cudo również w kinach, centrach handlowych, na wakacjach i właściwie w każdym miejscu jakie przychodzi mi do głowy. Starsi uczniowie też nie są bandą morderców i gwałcicieli, żeby stanowili zagrożenie dla młodszych. Więc o co chodzi?

Nauczyciele są nieprzygotowani. W przedszkolu tak samo jak w szkole możemy trafić na osoby mądre i kompetentne lub głupie i źle przygotowane do zawodu. Tak jak w każdym innym miejscu, czy zawodzie.

Dzieci są niegotowe emocjonalnie. Przecież jeśli chodzą do przedszkola z rówieśnikami, dają sobie radę w grupie, na zajęciach, są samodzielne, to skąd ten brak gotowości? Objawi się po przekroczeniu progu szkoły? Organizacja pracy w edukacji wczesnoszkolnej jest bardzo podobna do tej w przedszkolu. Przez część dnia dzieci siedzą i pracują, a w drugiej części mają czas na swobodną zabawę. Przy czym w szkole mają znacznie więcej okazji, żeby go wykorzystać po swojemu, co wg mnie jest bezcenne – uczy samodzielnego organizowania zabaw i budowania relacji z rówieśnikami. Nie ma nic gorszego, niż fundowanie dnia, zapełnionego narzuconymi z góry zajęciami od rana, do często późnego, popołudnia. Każdy potrzebuje spuścić parę, dzieci również, a może nawet przede wszystkim one.

Stracą rok dzieciństwa. Dla mnie i dla większości znanych mi osób czas szkoły, to najpiękniejsze wspomnienia. Zdobywanie i poszerzanie kiełkującej samodzielności i niezależności. Czas zawierania pierwszych trwałych przyjaźni. Gdzie ta strata? Bo jakoś nie potrafię jej znaleźć. To raczej my – rodzice – mamy tendencje do opóźniania samodzielności swoich dzieci i trudno nam wypuścić je w świat. One rwą się do tego bardziej, niżbyśmy sobie życzyli.

Rodzice najlepiej wiedzą i powinni mieć wybór. Guzik prawda. Osobiście łapię się na rodzicielskich, głupich odruchach, wyniesionych z dzieciństwa. Pomimo przeczytania pierdyliona publikacji o wychowaniu, pomimo swobodnego dostępu do jednych z najlepszych dziecięcych psychologów, ciągle się na tym łapię. Bardzo trudno jest spojrzeć na własne dziecko w stu procentach obiektywnie. To prawie niemożliwe. Bo to Moje. Wychuchane, wypieszczone, jedyne w swoim rodzaju. Dlatego trzeba słuchać opinii wychowawców, psychologów – oni, co do zasady, potrafią. Dodatkowo nauczyciele przedszkolni wiedzą znacznie lepiej od nas jak dziecko funkcjonuje w grupie, w trakcie pracy, czy zajęć, bo w przeciwieństwie do nas obserwują je w tych sytuacjach na co dzień.

Drugim obszarem jest Organizacja reformy.

W tej chwili jest tak, że do szkół od dwóch lat trafia 1,5 rocznika. Tak samo będzie we wrześniu 2015 r. Dlaczego? Bo niestety, ale ustawodawca uległ akcji „Ratujmy Maluchy”… Reforma była zaplanowana na 2009 r., czyli czas niżu demograficznego. W wyniku histerycznych (tak, nie boję się tego słowa, bo moim zdaniem oddaje doskonale emocje, towarzyszące sześciolatkom w szkole) reakcji pewnej grupy osób jej wprowadzenie zostało przesunięte w czasie. To była fatalna decyzja, której skutki teraz odczuwamy. Do szkół płynie szerokim strumieniem wyż… Ale uważam, że to też nie jest aż tak wielkim problemem, jak niektórzy chcieliby przedstawiać. Pamiętam, że ja w I klasie miałam 36 osób, a oznaczenia klas w roczniku kończyły się na literze „k”. Za to kompletnie nie pamiętam, żeby stanowiło to dla mnie jakikolwiek kłopot.

Negowana reforma ma jeszcze jeden wielki plus. Dzięki przesunięciu sześciolatków do klas pierwszych, a pięciolatków do oddziałów przedszkolnych w szkołach, obowiązkową edukacją zostaną objęte młodsze roczniki, dla których do tej pory brakowało miejsc. Twierdzenie, że odbywa się to kosztem młodszych dzieci to pomyłka, ponieważ te, które do tej pory nie miały szans na edukację przedszkolną, właśnie taką szansę dostaną.

Reasumując.

Nie twierdzę, że w polskiej szkole jest wszystko cacy, bo nie jest. Szwankuje kontrola nad pracą nauczycieli i dyrektorów, szwankuje komunikacja i współpraca pomiędzy szkołą a rodzicami, za dużo jest w szkole urzędu, a za mało zwykłego, ludzkiego podejścia. Ale mimo wszystko – przestańmy się straszyć. Uwierzmy w swoje dzieciaki. Dajmy im zdobywać doświadczenia i samodzielność. Oczywiście pozostańmy przy tym czujni na wszelkie sygnały, że dzieje się coś niedobrego, a w razie czego zgłaszajmy i wyjaśniajmy wszelkie zarzuty i wątpliwości.

Ja bardzo dobrze wiem, jak trudno się od dziecka „odpępowić”. Cały czas chciałabym swoje widzieć jako słodkie, przytulaśne maleństwa. Jednak czy mi się to podoba, czy nie, one rosną i muszę im na to pozwolić. A w wychowaniu strach, obawy i panika to najgorsi z możliwych doradców.

Komentarze

76 komentarzy

Add a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany.