Sześciolatki w szkole – błagam, bez paniki
Trwa kolejny rok „walki o maluchy”, czyli o zablokowanie reformy edukacji, która ma na celu posłanie do szkół dzieci sześcioletnich i objęcie obowiązkiem przedszkolnym czterolatków. Nie sposób pominąć tego tematu, pomimo świadomości, że na niektórych działa jak płachta na byka, że powraca jak bumerang i że już chyba wszyscy wszystko o tym napisali. Ja też muszę, bo się uduszę – taki charakter 😉 A muszę, ponieważ szkodliwość tej akcji przerosła moje oczekiwania.
Widzę dwa główne obszary, w których przynosi ona zdecydowanie więcej szkody, niż pożytku.
Pierwszym jest Strach.
Wg mnie nie ma nic bardziej niskiego i prymitywnego w jednoczeniu ludzi wokół idei, niż budowanie poczucia zagrożenia. W tym przypadku jest to działanie tym bardziej krzywdzące, że dotyczy dzieci. Dzieci, które z radosnym podekscytowaniem powinny w podskokach zasuwać na swoje pierwsze rozpoczęcie roku szkolnego, ich rodzice zaś z dumą i wzruszeniem powinni im w tym ważnym wydarzeniu towarzyszyć, a nie obgryzać z nerwów paznokcie.
Zamiast tego słyszą: szkoły nie są przystosowane, nauczyciele są nieprzygotowani, dzieci są niegotowe emocjonalnie, dzieci stracą rok dzieciństwa, rodzice najlepiej wiedzą i powinni mieć wybór, w ogóle szkoła to samo zło, miejsce tortur, kaźni, łamania dziecięcych kręgosłupów.
No cóż… Jeżeli w taki sposób podejdziemy do sprawy to… Zostaje wyłącznie edukacja domowa, niezależnie od wieku dziecka.
Szkoły są nieprzystosowane. Czego im brakuje? Przedszkola bywają równie niedoinwestowane, grupy przedszkolne bywają równie liczne, sale również bywają za małe. Przecież nikt w domu nie obniża toalety, kiedy doczeka się potomstwa. Rzadko kiedy można zobaczyć takie cudo również w kinach, centrach handlowych, na wakacjach i właściwie w każdym miejscu jakie przychodzi mi do głowy. Starsi uczniowie też nie są bandą morderców i gwałcicieli, żeby stanowili zagrożenie dla młodszych. Więc o co chodzi?
Nauczyciele są nieprzygotowani. W przedszkolu tak samo jak w szkole możemy trafić na osoby mądre i kompetentne lub głupie i źle przygotowane do zawodu. Tak jak w każdym innym miejscu, czy zawodzie.
Dzieci są niegotowe emocjonalnie. Przecież jeśli chodzą do przedszkola z rówieśnikami, dają sobie radę w grupie, na zajęciach, są samodzielne, to skąd ten brak gotowości? Objawi się po przekroczeniu progu szkoły? Organizacja pracy w edukacji wczesnoszkolnej jest bardzo podobna do tej w przedszkolu. Przez część dnia dzieci siedzą i pracują, a w drugiej części mają czas na swobodną zabawę. Przy czym w szkole mają znacznie więcej okazji, żeby go wykorzystać po swojemu, co wg mnie jest bezcenne – uczy samodzielnego organizowania zabaw i budowania relacji z rówieśnikami. Nie ma nic gorszego, niż fundowanie dnia, zapełnionego narzuconymi z góry zajęciami od rana, do często późnego, popołudnia. Każdy potrzebuje spuścić parę, dzieci również, a może nawet przede wszystkim one.
Stracą rok dzieciństwa. Dla mnie i dla większości znanych mi osób czas szkoły, to najpiękniejsze wspomnienia. Zdobywanie i poszerzanie kiełkującej samodzielności i niezależności. Czas zawierania pierwszych trwałych przyjaźni. Gdzie ta strata? Bo jakoś nie potrafię jej znaleźć. To raczej my – rodzice – mamy tendencje do opóźniania samodzielności swoich dzieci i trudno nam wypuścić je w świat. One rwą się do tego bardziej, niżbyśmy sobie życzyli.
Rodzice najlepiej wiedzą i powinni mieć wybór. Guzik prawda. Osobiście łapię się na rodzicielskich, głupich odruchach, wyniesionych z dzieciństwa. Pomimo przeczytania pierdyliona publikacji o wychowaniu, pomimo swobodnego dostępu do jednych z najlepszych dziecięcych psychologów, ciągle się na tym łapię. Bardzo trudno jest spojrzeć na własne dziecko w stu procentach obiektywnie. To prawie niemożliwe. Bo to Moje. Wychuchane, wypieszczone, jedyne w swoim rodzaju. Dlatego trzeba słuchać opinii wychowawców, psychologów – oni, co do zasady, potrafią. Dodatkowo nauczyciele przedszkolni wiedzą znacznie lepiej od nas jak dziecko funkcjonuje w grupie, w trakcie pracy, czy zajęć, bo w przeciwieństwie do nas obserwują je w tych sytuacjach na co dzień.
Drugim obszarem jest Organizacja reformy.
W tej chwili jest tak, że do szkół od dwóch lat trafia 1,5 rocznika. Tak samo będzie we wrześniu 2015 r. Dlaczego? Bo niestety, ale ustawodawca uległ akcji „Ratujmy Maluchy”… Reforma była zaplanowana na 2009 r., czyli czas niżu demograficznego. W wyniku histerycznych (tak, nie boję się tego słowa, bo moim zdaniem oddaje doskonale emocje, towarzyszące sześciolatkom w szkole) reakcji pewnej grupy osób jej wprowadzenie zostało przesunięte w czasie. To była fatalna decyzja, której skutki teraz odczuwamy. Do szkół płynie szerokim strumieniem wyż… Ale uważam, że to też nie jest aż tak wielkim problemem, jak niektórzy chcieliby przedstawiać. Pamiętam, że ja w I klasie miałam 36 osób, a oznaczenia klas w roczniku kończyły się na literze „k”. Za to kompletnie nie pamiętam, żeby stanowiło to dla mnie jakikolwiek kłopot.
Negowana reforma ma jeszcze jeden wielki plus. Dzięki przesunięciu sześciolatków do klas pierwszych, a pięciolatków do oddziałów przedszkolnych w szkołach, obowiązkową edukacją zostaną objęte młodsze roczniki, dla których do tej pory brakowało miejsc. Twierdzenie, że odbywa się to kosztem młodszych dzieci to pomyłka, ponieważ te, które do tej pory nie miały szans na edukację przedszkolną, właśnie taką szansę dostaną.
Reasumując.
Nie twierdzę, że w polskiej szkole jest wszystko cacy, bo nie jest. Szwankuje kontrola nad pracą nauczycieli i dyrektorów, szwankuje komunikacja i współpraca pomiędzy szkołą a rodzicami, za dużo jest w szkole urzędu, a za mało zwykłego, ludzkiego podejścia. Ale mimo wszystko – przestańmy się straszyć. Uwierzmy w swoje dzieciaki. Dajmy im zdobywać doświadczenia i samodzielność. Oczywiście pozostańmy przy tym czujni na wszelkie sygnały, że dzieje się coś niedobrego, a w razie czego zgłaszajmy i wyjaśniajmy wszelkie zarzuty i wątpliwości.
Ja bardzo dobrze wiem, jak trudno się od dziecka „odpępowić”. Cały czas chciałabym swoje widzieć jako słodkie, przytulaśne maleństwa. Jednak czy mi się to podoba, czy nie, one rosną i muszę im na to pozwolić. A w wychowaniu strach, obawy i panika to najgorsi z możliwych doradców.
Cholera, to chyba jeden z najlepszyvh tekst jaki czytałam o 6latkach!
Dzięki 🙂
A może zacznijmy od drugiego końca? Referendum na temat „Czy jesteś za tym, aby pełnoletni, 19-20 letni ludzie siedzieli w szkolnych ławkach i byli traktowani jak dzieci”? Cóż, jak widać, siedmiolatki w szkole to dwa lata dodatkowego dzieciństwa. Jeden rok całkowicie stracony. I szkodliwy.
To, niestety, znaczy, żeś Pan dużo nie poczytał 🙁
Potrzebuję takich artykułów bo mam wrażenie że puszczając syna sześcioletniego do 1 klasy jestem oceniana jako wyrodna matka. Większość pięciolatków w zerówce prowadzana była do psychologów po odroczenia a ja opierałam się na opinii nauczyciela i własnej ocenie syna. Nie wiem jak będzie ale takie artykuły przywracają mi wiarę w słuszność mojej decyzji.
Bardzo się cieszę. To my, rodzice musimy w dzieci wierzyć. Słuszna decyzja.
Dziękuję za mądry i ROZSĄDNY tekst. Ja też jestem uważana czasem za dziwną, kiedy wraz z córką cieszę się, że idziemy do szkoły. Mała jest mądra, samodzielna, chłonna wiedzy. Czas na nowy rozdział! A jeśli chodzi o odroczenia, to mam kilka znajomych mam, które tak zrobiły. Efekt? Dwóch chłopców nie lubiło chodzić do przedszkola i rozrabiało, bo się po prostu nudziły!
Pozdrawiam!
Znam takiego, co ojcu robił awantury, że koledzy w szkole a on jak „mały dzidziuś” w przedszkolu 😉
Do psychologa po odroczenia ??? kiedys zwolnienia z wf byly w modzie , i do czego to doprowadzilo ?
Jeśli dziecko faktycznie ma jakieś deficyty, a rodzice chcą je zdiagnozować i się upewnić, to powinni skorzystać z porady.
To niech Pani nie myśli, jak ocenią Panią tylko o tym, czy dziecko podoła… Szkoła to obowiązek – czy boli rączka, czy się chce czy nie, zadania domowe trzeba odrabiać. I bywa, że wisisz nad rozmazanym dzieckiem 45′ aż skończy kaligrafiwać … choć się wydziera, że chce się bawić. I powinno się bawić, bo takie są prawidłowości rozwojowe w tym wieku. I o tym wiesz, ale MUSI to odrobić.
Ale przebrnie, jakoś przebrnie przez 3 klasy goniąc 7-latki. Schody zaczną się w czwartej klasie, gdy wchodzą konkretne przedmioty z rożnymi nauczycielami, którzy w dupie mają Twoją decyzję, ze posłałaś 6-latka. Program jest szeeeeroki i skierowany do dzieci 10/11 letnich, a Twoje dziecko ma 9/10 (lub 8 lat w pierwszych miesiącach 4-ej klasy, jeśli jest z końca roku(!)) . Przerobione. Szczerze nie polecam! Ale może dziecko jest z początku roku i trafi do grupy 6-latków a nie mieszanej. To w pewien sposób wyrównuje jego szanse ale program i tak jest ten sam, co dla 7- latków!
jakby mi ktoś z głowy wyjął moje własne słowa :)! dzięki za ten tekst! Dodam jeszcze od siebie, że jeśli narzekają sami nauczyciele (są takie głosy), to świadczy to o nich, bo chcący szuka rozwiązania, a ten, który nie chce – wymówki. Przepisy nie mówią, że ma się sztywno trzymać papierów. Jak chce – może wszystko poprowadzić JAK CHCE i GDZIE CHCE, byle podstawę prog. (bardzo płynną) zrealizował. A to oznacza, że można pierwszą klasę całą przeuczyć się, np w plenerze, nie w klasie, nie w ławkach. Tylko trzeba CHCIEĆ, mieć pomysł i nie narzekać 🙂
PS ja chodziłam do klasy F 🙂 za mną były jeszcze dwie. I… prawie wszystkie dzieci się znały!!!!!
Właśnie tak!
Proszę pani… niech pani nie będzie śmieszna. Proszę mi pokazać dyrektora szkoły, który pozwoli na realizację programu poza szkołą, w plenerze??? Załatwi pani rodziców do opieki??? Gdy nawet na wycieczkę jednodniową ciężko znaleźć chętnych bo wszyscy pracują??? Myśli pani, że Urząd Miasta lub Gminy da pieniądze na nauczyciela pomocniczego, bo Pani chce prowadzić lekcje w lesie, parku itd…???
Można na szkolnym boisku, w okolicznym parku. Wychowawczynie moich dzieci nie miały z tym problemu. Tylko trzeba chcieć.
Nie puszczając dzieci do I klasy zaczynamy je uwsteczniać. My byliśmy pokoleniem, które nie było tak mocno otoczone liczbami, literami (tablety, gry) i można stwierdzić, iż aktualnie pod tym względem nasze dzieci są zdecydowanie mądrzejsze.
Czas skończyć z dwurocznikiem w klasach I. Ciężko się porównuje wyniki u dzieci z dwóch lat. Dodać należy iż tłumaczenie, bo ten z grudnia… Kiedyś też tak było, ze były dzieci ze stycznia i grudnia.
W każdym roczniku jest rozstrzał wiekowy. I trzeba wyjść z impasu podwójnych roczników.
Ale jeśli jest 6-latek z grudnia i 7-latek ze stycznia to jest 2 lata różnicy !!!
I takie sytuacje zniknęłyby od najbliższego września, ponieważ szłyby już tylko sześciolatki… Zamiast tego będziemy mieli do czynienia z mieszanymi klasami jeszcze bardzo długo…
tekst z facebooka – jedna mama do drugiej:
– och jakie masz samodzielne dziecko! jak ty to robisz?
– Pozwalam mu
krótki komentarz do „wychuchanych dzieci” 😉
W punkt!
1. Czytaliscie ustawe o szesciolatkach? Jesli nie, polecam tekst Jarka Żylinskiego, pokazuje – na cytatach z ustawy – ze wcale nie miala na celu dobra dzieci, ale rozne polityczne zagrania.
http://jarekzylinski.blox.pl/2015/03/Ratuj-Maluchy-czyli-jak-sparalizowac-szkole.html
2. Dla mnie i dla wielu z moich znajomych czas spedzony w szkole byl czasem straconym. I mysle, ze kazdy zdaje sobie sprawe z tego, ze szkola jest miejscem pelnym przymusu i przemocy. Im bardziej moge odroczyc pojscie mojego dziecka do szkoly tym lepiej dla niego.
3. Owszem, dzieci szybciej sie rozwijaja, zwlaszcza pod wplywem nowych technologii. Natomiast dziecko 6-letnie ma mniej rozwinieta samokontrole, panowanie nad emocjami, posiada mniejsze zdolnosci spoleczne niz 7-latek. W tym wieku to naprawde znaczaca roznica, im jestesmy starsi tym bardziej roczna roznica traci na znaczeniu. Starsze dziecko ma przynajmniej nieco wieksza szanse poradzic sobie ze stresem, naciskiem, przemoca i halasem obecnymi w szkole.
4. 30 dzieci w klasie oznacza, ze niczyje potrzeby nie sa zaspokojone, panuje albo chaos, albo wojskowy rygor. Albo nie ma lekcji, tylko czas z dziecmi. Zal mi tych, ktorzy mowia „nie bylo mi zle”, bo prawdopodobnie juz wyparli to, ze bylo ciezko, gdy nie bylo mozna o nic zapytac, a w klasie rzadzil krzyk. Gdzie w takim miejscu dziecko ma znalezc wsparcie?
5. Dziecko potrzebuje doswiadczac. Niech to robi w przyjaznym srodowisku, a nie w szkole… Niech sie uczy przyrody w lesie a muzyki na koncercie.
Monika S zgadzam sie w 100% dzięki
Popieram w 100%
W całej tej aferze zapomina się o wielu innych aspektach…
1/ rozwój emocjonalny sześciolatka jest inny niż 7-latka
2/ przeładowanie dziecka nadmiarem…co z tego ze ma 4-5 godzin „zajęć” jak z braku przygotowania szkoły idzie na 13, czy 14, a cały ranek spędza na świetlicy (rodzice muszą pracować).
3/ Toalety w domu nie przystosowujemy…nie kupujemy podnóżek, a w miejscach publicznych (dopóki nie podrośnie) podtrzymujemy nad toaletą, żeby nie złapało żadnego choróbska, czy pasożyta.
4/ trafia nie przystosowany nauczyciel i można to gdzieś zgłosić?!? Bzdura…przedszkolanka biła dzieci i łatwiej było przenieść dziecko do innego przedszkola niż osiągnąć coś na wyższym szczeblu.
5/ najlepiej jest skończyć tę batalię i pójść po rozum do głowy…przywrócić wszystko tak jak było, bo było dobrze…w wieku 7 lat dziecko szkoło do szkoły, chodziło tam 8 lat i szło do liceum/technikum/zawodówki…na miarę swoich możliwości…ale w naszym kraju liczy się dobro i świńskie upasienie polityków, a nie dobro naszych dzieci!!!
6/ dobrze niech obejmą obowiązkiem maluchy, te 3-4 latanie, żeby rodzice mogli pracować, ale nie kosztem tych starszych, ale nadal małych dzieci.
7/ nie ma miejsc…zlikwidujmy gimnazja, bo to jest największe zło i zagrożenie dla naszych dzieci i przyszłości tego kraju…z bardzo wielu powodów (temat na osobna dyskusję).
8/ ocena nauczyciela?!? Jakim cudem, jak on/ona ma do ogarnięcia 25-35 małych ludzików, którym nie jest w stanie poświecić nawet jednej indywidualnej chwili!!!
9/ pewnie większość 6-latków jest gotowa pod względem intelektualnym, merytorycznym, czy społecznym, ale co z brakiem gotowości rozwojowej (kręgosłup, mięśnie ręki, itd.), emocjonalnej i z brakiem dostatecznej koncentracji???
Zaraz ktoś powie, że mam jakieś „dziwne” dziecko…nic bardziej mylnego…córka ma IQ na wysokim poziomie, a intelektualnie przewyższa nie jednego 8-9 latka…niestety nadal ma 6 i jej emocje są właśnie na tym poziomie…nie da rady stawić czoła nauczycielce, która może zrobić z nią co tylko zechce…a najcześciej próbuje ociosać na swój kształt 🙁
Dodam tylko, że poparcie w 100% odnosi się do komenarza Moniki S., a nie autorki wpisu 😉
Zgadzam się w 100% z Moniką S. i Anonimem powyżej. Piszę to jako mama 6-latka, który rozpocznie naukę w klasie I (niestety) oraz jako nauczyciel od 13 lat pracujący w szkole. Nie chodzi o przygotowanie szkół, o nauczycieli, o lęki i strachy rodziców. Szkoły mogą być dość dobrze przygotowane, nauczyciele kompetentni. Chodzi o to, że rozwój poznawczy/ intelektualny na wysokim poziomie nie idzie w parze z rozwojem emocjonalno-społecznym na takim samym poziomie. Dzieci 6-letnie spokojnie dadzą sobie radę w klasach I-III. Różnice wychodzą dalej – w klasie V, VI . W szkole w której pracuję jest klasa eksperymentalna, złożona z 6-latków (14 osób!). Była dużo lepsza od innych na tym samym poziomie szkolnym przez cały okres I-III. Obecnie rozpoczną naukę w klasie VI. W starszych klasach wychodzą różnice w poziomie koncentracji na zajęciach, materiał jest realizowany mniejszymi blokami, inne jest dynamika pracy w grupie. Wielu znakomitych pedagogów i psychologów dziecięcych np. pani Dorota Dziamska postuluje pozostawienie 6- Latków w szkołach – szkoda, że nikt nie wsłucha się w ich naprawdę rzeczowe argumenty.
Ale przecież nikt nie twierdzi, że 6 i 7 latki są identyczne rozwojowo i że praca z nimi powinna wyglądać tak samo. Nie powinna, bo są rok młodsze.
Trzydziestoosobowe klasy to przeszłość… Współczuję fatalnych szkolnych doświadczeń. Moje i moich dzieci na szczęście są kompletnie inne. Szkoła naprawdę nie wygląda tak jak za naszych czasów, a wojskowy rygor poszedł do lamusa.
W czerwcu w tym roku robilam praktyki w szkole w Warszawie i dokladnie tak to wyglada. 30 dzieci. Halas, krzyk, nauczyciel moze byc nawet i swiety, nie tylko z powolaniem, ale fizycznie nie jest w stanie ogarnac klasy w ktorej dziecko 1 potrzebuje do toalety, 2 boli glowa, 3 zgubilo zeszyt, 4 poklocilo z kolezanka i placze, 5 bije kolege bo zabral mu nozyczki, 6 tymi nozyczkami dziurawi ksiazke itp… A pozostali sie niecierpliwia, bo miala pani przeciez sprawdzac prace. Polecam kazdemu kto mowi ze da sie ogarnac 30 dzieci z szacunkiem do kazdego, niech pojdzie na taka lekcje i zobaczy rzeczywistosc. Bo nauczyciele w wiekszosci sa super, tylko w takich warunkach nie dziala nic, tylko sztywne ramy
A jak poradzi sobie z siedmiolatkami? W Warszawie w klasie jest maks. 26 osób.
trzydziestoosobowe klasy to nie przeszłość, tak samo jak wojskowy rygor. jeśli ma się 30 osobową klase pełna rozbrykanych maluchów nie ma szansy na czułości, tulenie, uspokajanie. Musi być rygor, inaczej klasa poszłaby z dymem
Gdzie są te trzydziestoosobowe klasy? Tak z ciekawości pytam.
A gdzie są te przeludnione klasy? Ano np. w Wieliczce i Krakowie.
30-osobowe klasy to przeszłość? Gdzieniegdzie pewnie tak, ale w wielu miejscach wciąż nie. Mój syn (rocznik 2000 – więc nie są to czasy prehistoryczne), zarówno w podstawówce jak i teraz w gimnazjum, uczęszcza do klasy liczącej ponad 30 osób. Z kolei jego kolega, rówieśnik, miał w klasie 16 osób – ale jest to jedyne znane mi dziecko, któremu trafił się taki komfort w podstawówce. Najłatwiej się wytyka innym przewrażliwienie i różne niskie instynkty, gdy samemu żyje się w komfortowych warunkach i dany problem człowieka nie dotyczy.
Sądząc po roczniku Pani syn jest w gimnazjum, podobnie jak moja córka. Tam regulacje są inne nić dotyczące podstawówek.
Pisałam w komentarzu, że sprawa dotyczyła również podstawówki – proszę czytać uważniej.
Nieprawidłowości należy zgłaszać, a nie wylewać dziecko z kąpielą.
A gdzie się zgłasza takie nieprawidłowości?
Do MEN oczywiście.
ja nie pamietam krzyku w klasie, i posyłam swoje dziecko do szkoły w wieku 6 lat i juz nie moge sie doczekac. nauczyciel z powołania potrafi sie zajac tak duza grupa dzieci, a nauka opiera sie na zabawie. mysle ze zadnemu dobrze rozwijajacemu sie dziecku bez istotnych zaburzen nie zaszkodzi pojscie do szkoly w wieku 6 lat. nie dramatyzujmy. trzeba isc do przodu a nie cofac sie
1….
2. Poszła Pani prawdopodobnie jako 7latek i pomimo to było tak źle, czyli chyba tu jednak nie chodzi o wiek??? Szkoła z moich lat i szkoła, do której chodzi mój syn (poszedl jako 6latek i świetnie się zaadaptował) to nie ta sama szkoła, wiele się zmieniło.
3. A kto powiedział, że 6 latek jest tak samo rozwinięty jak 7latek? Idąc tym tokiem 8,9,10 latek jest lepiej rozwinięty niż 7latek, czy to oznacza, że 7latek jest niegotowy do szkoły?
4. W klasach jest aktualnie maksymalnie 25 dzieci. Żal mi tych, którzy przenoszą na dzieci swoje doświadczenia, szczególnie niepowodzenia.
5. Przedszkole rozumiem ma Pani w lesie??
(Y)
Mój komentarz jest dyskusją z Panią monika s 😉
Zgadzam się z nim, stąd poparcie 😊
W czerwcu b.r. bylam na praktykach w szkole w Warszawie, gdzie w kilku klasach bylo wiecej niz 25 dzieci. W zeszlym roku w innej szkole ppza Warszawa w klasie 1 bylo 29 dzieci.
Nie mowie, ze zadne dziecko w wieku 6 lat nie jest gotowe do szkoly, ani ze kazde w wieku 7 lat juz na pewno jest gotowe. Mowie, ze starsze dziecka ma wieksze szanse lepiej sobie poradzic z tym, jak trudna jest szkola (emocjonalnie i psychicznie). Nauczyciele w wiekszosci nie sa przygotowani na potrzeby 7-latkow, wiem to z obserwacji, wiec tym bardziej nie potrafia odpowiedziec na wieksze potrzeby 6- latkow. Prosze zrozumiec, ze to jest inna grupa wiekowa, ktora inaczej sie zachowuje, ma inne trudnosci. A jakie przygotowanie maja nauczyciele? Zazwyczaj traktuja dzieci 6-letnie tak sami jak 7-letnie,a to nie o to chodzi
Witam, jestem mam trojki dzieci i chociaz problem mnie juz nie dotyczy ( dwoje studentow + szostoklasistka) chcialabym wrzucic pare groszy do tematu. Prawda jest, ze:
× wiele szkol jest nie dostosowanych do przyjecia szesciolatkow.
× wielu szesciolatkow nie doroslo do szkoly
Jednak wiekszosc szkol przeorganizowalo sie, a takze wiekszosc szesciolatkow da sobie doskonale rade w pierwszej klasie.
Rodzicom nie nalezy dawac wyboru. Ich dziecko jest zawsze naj – i tak ma byc, bo to jest ich cud. Natomiast powinna byc mozliwosc aby dziecko poszlo pozniej gdy ma problemy. Mojego syna (obecnie studenta inzynierii) chciano zatrzymac rok w przedszkolu ze wzgledu na problemy z mowa (teraz wiem, nie mial o czym z nami gadac). Razem z mezem podjelismy decyzje idzie zgodnie z programem (zawzze jestesmy zdania ze trzeba isc do przodu, pomimo przeciwnosci), to On ma sie dostosowac do programu.. Pierwsze polrocze dramat. Nastepne! Genialne. Nadrobil wszystko, otworzyl sie w nowym srodowisku. Skonczyl szkoly z wyroznieniami. Nie nalezy bac sie Nowego. Jak ktos na innym forum powiedzial – Kiedys wierzono, ze ziemia jest plaska. A teraz….
Dzieci, które faktycznie mają problemy są odraczane. Każda rejonowa poradnia się tym zajmuje 🙂
a czy nie byloby lepiej jak dawniej 8 klas wtedy bylo fajnie
Fajnie, to fakt 🙂 Ale wyniki badań kompetencyjnych młodzieży (zewnętrzne) jasno pokazują, że polska reforma edukacji była bardzo skuteczna.
A to ciekawe… Może Pani podać jakieś źródło? Chętnie się zapoznam w kontekście corocznych podsumowań, że wyniki matur są coraz gorsze a wiedza z matematyki woła o pomstę do nieba. O tej matematyce to wiadomości tegoroczne – jest dramat! Nie wiem kto jest autorem badań (albo sponsorem) – pewnie MEN, to i wynik nie dziwi 🙁
Proszę bardzo, są tutaj: http://www.ifispan.waw.pl/pliki/wyniki_pisa.pdf
Badania były międzynarodowe i prowadziła je PISA, więc raczej MEN nie ma tutaj nic do rzeczy…
Ha, już sobie znalazłam w którymś z dalszych komentarzy. Jak to MEN nie ma nic do rzeczy? To znaczy, że nie zapoznała się Pani z raportem, na który się powołuje. Na str. 1 i 2 są wszystkie informacje, m.in.: sponsorem badań było MEN, wyniki opracowywała polska komisja, badanie zostało przeprowadzone przez polski Ośrodek Realizacji Badań Socjologicznych IFiS PAN, Rada Zarządzająca Programem PISA (PGB) ma polskiego przedstawiciela, czyli Stanisława Drzażdżewskiego itp. itd. Co potwierdza moje przypuszczenie o tendencyjności badań (jak? ano np. tak, że można wytypować szkoły czy klasy, które mają najwyższą średnią itd.). Zwłaszcza w kontekście, jak już wcześniej pisałam, dramatycznego poziomu wiedzy matematycznej w roku 2015. A nie jest to pierwszy rok z takimi wynikami. Jeżeli reforma dała tak świetne skutki, to proszę mi wytłumaczyć jak to się dzieje, że w roku 2012 poziom szybuje w górę by w roku np. 2015 (a więc mniej więcej wtedy kiedy badani gimnazjaliści dochodzą do matury) tak drastycznie opaść? Uczniowie głupieją przez te kilka lat, czy co? Raczej chyba świadczy to o wadliwości systemy czyli nieszczęsnej reformy.
Inną z przyczyn słabych wyników matur może być choćby to, że od jakiegoś czasu, nie wiadomo po co, podchodzą do nich wszyscy, również Ci, którzy powinni wybrać zawodówkę lub technikum, w którym mają rok więcej na przygotowanie. Proszę nie mówić o argumentach merytorycznych w sytuacji, kiedy posługuje się Pani głównie własnymi emocjami i przeczuciami.
Nie ma jeszcze badań dotyczących 2015 roku, a na wyniki matur mogło się złożyć bardzo wiele czynników…
No, cóż… tymi „merytorycznymi” argumentami mnie Pani powaliła… Na pewno bardziej prawdopodobny jest np.destrukcyjny wpływ plam na słońcu na „zgłupienie” uczniów (dodam: w skali kraju, nie jednego miasta), niż wadliwy system edukacyjny… Druga kwestia: „nie ma jeszcze badań z 2015 roku”… Po co badania, skoro wyniki z matur (od kilku dobrych lat), nie są symulowane lecz rzeczywiste?!?
Zupełne się z tym artykułem nie zgadzam. Jestem naukowcem, pedagogiem i matką córki w wieku wczesnoszkolnym. Badania które prowadziłam i prowadzili inni polscy naukowcy wskazują na poważne konsekwencje przyspieszenia edukacji szkolnej. Ofiarami tego są dzieci, nie system. Zdanie może i opinie wyrażać każdy, warto jednak czasem zapoznać się z najnowszymi badaniami.
Ale jakie badania? Skąd macie dane na temat populacji dzieci, które poszły do szkół jako sześciolatki, skoro do tej pory takie dzieci prawie nie idą do szkoły? W klasie jest ich zwykle góra kilkoro, pozostałe to siedmiolatki. To jakim cudem możecie prowadzić badania nad skutkami pójścia do szkoły sześciolatków jako grupy? A badanie pojedynczego sześciolatka w grupie siedmiolatków chyba niczego nie powie o sytuacji, w której posyła się do szkoły same sześciolatki i to one razem funkcjonują przez cały okres szkolny?
Diora.me – w punkt, zgadzam się absolutnie z każdym zdaniem. Sama byłam sześciolatkiem w szkole, jest nim moja młodsza córka i żadna z nas nie odczuwa żadnych negatywnych skutków tej sytuacji.
Pisałam o badaniach, odpowiadając na komentarz o powrocie 8 klas. Wprowadzenie gimnazjów poprawiło kompetencje naszych piętnastolatków. Badania prowadziła PISA. Na wyniki sześciolatków musimy jeszcze poczekać.
Miałam na myśli komentarz Sabiny, bo zastanawiam się, jakie wiarygodne badania mogła przeprowadzić, skoro nie ma jeszcze efektów posłania do szkoły całych klas sześciolatków.
Proszę o odnośniki, chętnie się zapoznam;)
Proszę bardzo: http://www.ifispan.waw.pl/pliki/wyniki_pisa.pdf
Tak jak pisałam, to są badania przeprowadzone po wprowadzeniu gimnazjów.
Baardzo interesujące… Zleceniodawcą badań, tak jak się domyślałam, jest MEN, więc rzetelność – delikatnie rzecz ujmując – jest wątpliwa. Żeby nie być gołosłowną – badania, których wyniki opublikowano w roku 2012 mówią o poprawie kompetencji matematycznych a dane z 2015 r. (wyniki matur – czyli twarde fakty a nie dziwne badania, które wszak można przeprowadzać „pod tezę”) alarmują o dramatycznym poziomie matematycznym. Ciekawe, co?
Jaki MEN? Zlecił międzynarodowe badania? Nawet ich Pani nie przeczytała…
PS Wyniki matur to nie jest metoda badawcza… Równie dobrze mógł być źle skonstruowany egzamin…
Wyniki matur to najlepsza metoda badawcza – to są fakty. Źle skonstruowany egzamin? Z tego, co się orientuję, to jest on skonstruowany tak samo dla całego kraju… Jeśli coś jest źle skonstruowane to właśnie ta nieszczęsna pseudoreforma, której tak Pani broni, a która – w dużym skrócie – polega na tym, że zamiast uczyć dzieci myśleć, uczy się je jak rozwiązywać testy.
Oj nie radzę sobie, moje pytanie o odnośniki dotyczyło Pani Sabiny Zalewskiej. Z tymi również chętnie się zapoznam.
Podpisuję się. Też chętnie poczytam 😉
A mi tam już było wszystko jedno. Tylko gdy usłyszałam że moja 5 latka będzie musiała za rok odbyć zerówkę obowiązkowo w szkole to już przestało mi się podobać. Moja córcia ma 4 lata od skończenia 6 miesiecy chodziła do żłobka później do przedszkola, ale gdy dowiedziałam się że za rok obowiązkowo pójdzie do szkoły poczułam cios jak prosto w serce. Doskonale wiem jak są u nas organizowane zajęcia dla maluchów… Lekcje od godziny 8-12 albo 13-17 Dramat!! Co w pozostałe godziny oferuje szkoła? Nic.nudy na świetlicy. Mnie to przeraża. Poza tym które dziecko siedząc w świetlicy od 6:30 do 13 będzie w stanie chłonąć wiedzę wdo 17??
A czy inaczej jest w przedszkolu? W państwowym jest podstawa programowa realizowana przez ok. 4 godziny, a reszta to zajęcia w grupie. Tak jak na świetlicy, tylko bardziej „upakowane” zorganizowanymi formami.
Ma pani dziecko 6 -letnie?
Mam. Już ośmioletnie. Poszło do szkoły jako sześciolatek. Żaden orzeł, zwyczajny chłopak 🙂 Za półtora tygodnia zaczyna trzecią klasę w publicznej podstawówce na warszawskim Ursynowie.
Pani Sabino, czy możemy (raz jeszcze) prosić o namiary na badania, na które się Pani powołała? Nie powinny być tajemnicą, skoro mają do czegoś przekonać 🙂
Też poproszę, chętnie się zapoznam.
Z jednej strony się z panią zgadzam, szkoły tak jak przedszkola są mniej lub bardziej przystosowane. Nauczyciele sa lepsi i gorsi. Problemem jednak jest to, że w chwili obecnej rodzice nagminnie zostawiają pięciolatki w zerówkach w przedszkolu. I przez to wcale nie ma miejsc dla młodszych dzieci to po pierwsze, a po drugie dziecko nie ma czasu na zaadaptowanie się do rzeczywistości szkolnej w zerówce, tylko od razu jako sześciolatek siada w szkolnej ławie i musi się uczyć. I tu jest szok. Dla dziecka oczywiście. I proszę mi wierzyć jako mamie 8 latki, 5 latka i nauczycielce w klasach 1-3 jest to problem wcale nie taki wyimaginowany.
To rodzice decydują gdzie dziecko będzie uczęszczało do zerówki, nastraszeni szkołą trzymają w przedszkolu jak najdłużej. Inna sprawa, że nie wszystkie szkoły prowadzą zerówki dla pięciolatków.
Jeżeli w Pani szkole dzieci siedzą 45 minut w ławkach, to powinna Pani jako nauczyciel klas 1-3 stanowczo protestować i sama nie stosować takich rozwiązań. Żadne z moich dzieci w 1 i 2 klasie nie siedziało od dzwonka do dzwonka, pełne, klasyczne lekcje Młoda zaczęła ćwiczyć dopiero w trzeciej, Młody właśnie zacznie.