Gdzie są moje wieczory?

Na różnych etapach rodzicielstwa spotykają nas niespodzianki. Niektóre szokujące, niektóre zabawne, niektóre napawające dumą. Dzisiaj o szokującej…
Od jakiegoś czasu codziennie zastanawiam się, gdzie są moje wieczory???

Jeszcze całkiem niedawno moje, wzorcowo oczywiście wychowane dzieci, najpóźniej o 20:00 wędrowały do swoich sypialni. Wtedy zaczynał się czas wolny. Można było porozmawiać, powisieć na fejsiku, czasem coś obejrzeć.

Od kilku miesięcy… No cóż… Starsza jakoś zaczęła potrzebować mniej snu. Właściwie naturalna kolej rzeczy. Wkroczyła w wiek nastoletni, przecież oczywistym było, że nie będzie bez końca zasypiała o takiej godzinie, jak przedszkolak.

Podobno istnieje gdzieś młodzież, pozamykana w pokojach przed kompem. Moja osobista młodzież zdecydowanie preferuje interakcje z rodzicami. A najwięcej spraw ma właśnie wieczorem, kiedy zwykłam zajmować się już wyłącznie sobą.

Skutek? Notoryczne niewyspanie… No bo kurka wodna, przecież kiedyś trzeba spuścić parę! Skoro nie da się w ciągu dnia, nie da się wieczorem, to muszę ukraść kawałek nocy. Ranek odpada, bo rankiem…Hmmm… Tak jakby mnie nie było…

Zaczęłam zatem rozmyślać, co by tu z tym fantem począć. Może umówić się, że wszystkie sprawy załatwiamy do 20:00, a potem rozchodzimy się każdy do swoich zajęć? Może jednak zachęcić do odmóżdżenia się przed kompem? Może po prostu olać i robić to, co zwykle robiłam?

Żadne z powyższych rozwiązań jakoś mi nie leży. Pierwsze wysyła potomstwu sygnał, że mam go dosyć i mnie drażni – no niedobrze. Drugie jest jakby nieco niepedagogiczne, choć być może zostałoby przyjęte z ogromną radością. Trzecie – patrz pierwsze.

Targana wątpliwościami z jednej strony, a potrzebą odzyskania tych kilku godzin wolności z drugiej, doznałam swego rodzaju olśnienia.

Przecież za 5 lat (słownie: PIĘĆ! OMG!) moja Pierworodna będzie pełnoletnia! I będę gryzła pazury i przytupywała, żeby była uprzejma mieć do mnie jak najwięcej spraw. I właściwie są wszelkie szanse na to, że ten brak spraw nastąpi znacznie wcześniej (będzie kolejną rodzicielską niespodzianką?). I wtedy będę się zamartwiać, że nie ma ich aż tylu…

Do czego zmierzam? Młodą przyniosłam ze szpitala trzynaście lat temu, a czasami mam wrażenie, jakby minęło najwyżej kilka miesięcy… Pamiętam kiedy byli niemowlętami. Byłam przekonana, że już do końca życia nie prześpię ani jednej nocy jak człowiek i zaraz zwyczajnie zwariuję, a tymczasem, z perspektywy czasu, cały etap nocnych pobudek trwał… Może kilka minut?

Czas leci nieprawdopodobnie szybko. To zapewne truizm, ale trzeba cieszyć się tym, co tu i teraz, bo dzieciństwo naszych dzieci, dla nas rodziców, trwa tylko chwilę.

Zatem nie pozostaje mi nic innego, jak pożegnać na jakiś czas spokojne wieczory i polubić te, które mam, bo całkiem niedługo, wbrew temu co czuję w tej chwili, zacznie mi ich bardzo brakować.

Komentarze

One Comment

Add a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany.