Jak wylogować dzieci z sieci?

Nie wiem, czy ktokolwiek badał zależność, o której postanowiłam napisać. Jeśli tak, to może zje moje przemyślenia na śniadanie i popije Chianti, jeśli nie, to chętnie bym wynik takich badań przeczytała. W czym rzecz? W szatańskich, elektronicznych zabawkach – komputer, tablet, PS, Xbox, można mnożyć. Co jest na drugim biegunie? Swoboda.

Czas spędzany z rówieśnikami, na podwórkach, polach, w lasach (w zależności od miejsca zamieszkania). Czas, kiedy nikt dorosły nie patrzył na ręce, nie kontrolował z zacięciem kapo, nie wtrącał się, czas który można było organizować po swojemu, według własnych upodobań i pomysłów. Miejsca, do których „starzy” nie mieli wstępu i o których często nawet nie wiedzieli. Pomysły, bywało że szalone i niebezpieczne. Konflikty rówieśników, takie zwyczajne, rozwiązywane bez interwencji dorosłych – toż to najgorszy był wstyd lecieć na skargę. Jednym słowem: swoboda, której nasze dzieci zostały pozbawione – radykalnie i bez odwołania.

Nagle wszystko stało się śmiertelnie niebezpieczne, każdy róg kryje pedofila, kalectwo i śmierć. Zagrożenia czyhają na niewinne dzieciaczki, więc co? Pilnujemy bez opamiętania. Niech nie wychodzi, niech się nie brata, niech ma wyselekcjonowane starannie, adekwatne do swojego poziomu intelektualnego, towarzystwo. Grajmy razem w gry, uskuteczniajmy rodzinne wycieczki, spędzajmy full czasu całą rodziną, żeby nie uciekło, nie oddaliło się od domu, żeby nie stracić… kontroli.

Owszem, wspólne chwile są fantastyczne, ale bez przerwy zwyczajnie się nie da. Gdzie te nasze dzieci mają znaleźć własny i tylko własny świat? Ten normalny, żywy, gdzie trzeba patrzeć w oczy, uważać na samochody, zaliczyć drapanie się tam gdzie nie swędzi i niezamierzony lot w dół, pograć starannie ukrywaną finką w państwa miasta, nie odcinając przy tym palców u rąk, zbudować szałas czy bazę na drzewie. Od jakiegoś czasu stał się dla nich niedostępny.

Skoro w realu są kontrolowane przez czujnych jak ważki rodziców, to po całości korzystają z ich sieciowej niewiedzy. Tam mają swoje, niedostępne dla dorosłych miejsce,  pełne tak samo dużych, a często większych zagrożeń. Dlaczego większych? Bo w realu znasz ludzi, z którymi przestajesz, bo w realu wiesz gdzie mieszkają, do jakiej szkoły chodzą, często znasz ich rodziców, dziadków i sąsiadów. W sieci? Guzik wiesz…  I Twoje dziecko też nie wie… Ale tam żyje, bo tylko tam może żyć bez Twojego nadzoru.

Sieć stała się substytutem zdobywania samodzielności, budowania odrębności, odcinania pępowiny. My mogliśmy przejść przez to normalnie, nasze dzieci często nie mają tego szczęścia. Uwięzieni w swoich pokojach szukają przygód  w sieciowych grach, miłości na portalach randkowych, towarzystwa na społecznościowych, autorytetów  na Youtubie. Tylko tam nie sięgają macki „wielkiego brata” w postaci rodziców.

Może to wołanie na puszczy, ale gdyby tak dać tym naszym pociechom wolność nie dopiero w gimnazjum, tylko znacznie wcześniej? Dajmy na to, żeby na dzisiejsze czasy nie przesadzić, od czwartej klasy? Niech biegają, eksperymentują, mają swoje sprawy i tajemnice, sekretne miejsca. Wtedy elektroniczna i wirtualna rzeczywistość straci na atrakcyjności, za to wzmocnią się kompetencje społeczne, umiejętność obrony swoich zasad i zdania, dystans do tego, co może wydarzyć się w internetach.

Skąd taki wniosek? Ano z obserwacji własnego potomstwa. Pewnie, że lubią posiedzieć przed kompem, pogadać z kumplami na Skypie, pograć, ale świat realny zawsze wygrywa. Jak to zrobiłam? Całkiem podobnie do Najgorszej Matki Ameryki, choć nieco mniej spektakularnie 😉

Komentarze

Add a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany.