Przyczyną co piątego odebrania dziecka jest bieda

Nośne hasło, prawda? To przecież niedopuszczalna sytuacja. Priorytetem powinno być zachowanie integralności rodziny, a umieszczenie dziecka w pieczy zastępczej ostatecznością.

Zanim jednak powiesimy psy na polskich sądach warto sprawdzić kto jest autorem tych statystyk i na jakiej podstawie powstały. Moja ulubiona fundacja Rzecznik Praw Rodziców ogłosiła wszem i wobec, że wynika to wprost z oficjalnych materiałów Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. Poszukałam ich i prezentują się następująco:

Przyczyny odebrania dzieci wykres

Nawet jeśli traktować je całkiem wprost i zsumować powody związane z biedą, za nic nie chce mi wyjść co piąte… A biorąc pod uwagę, że właściwie nigdy w uzasadnieniu sądu nie znajdziemy jednej przyczyny, tylko kilka nakładających się, to pytam, kto ma interes w tym, żeby robić ze mnie wariata? Ano zazwyczaj ten, komu zależy na klikach, lajkach, odsłonach, bo na nich zarabia. Również ten, kto jest akurat w trakcie kampanii wyborczej…

Dwie, głośne w tym roku sprawy.

Pierwsza to Państwo Smykowscy. Podobno dzieci zostały odebrane z powodu biedy. Tymczasem z reportażu dowiadujemy się, że zawsze chcieli mieć dużą rodzinę. Chwalebne, tylko może wypadałoby najpierw mieć na nią warunki? Najmłodsze dziecko, wcześniak z 28 tygodnia ciąży, z zaleceniami terapii i licznych wizyt u specjalistów, mając trzy miesiące, pediatry na oczy nie widziało, pomimo interwencji MOPS-u nie dało się tego wyegzekwować… Podobno mama była chora. Tyle czasu??? Po przewiezieniu do szpitala u wszystkich pociech lekarz stwierdza zaniedbania higieniczne. Dwa lata wcześniej również je zabrano, ponieważ w lodówce kurator znalazł jedynie piwo i ocet, kochająca mama wniosków nie wyciągnęła… Uważa że wszystko jest w porządku, a urzędnicy i sąd się na nią uwzięli…  W jednym z artykułów na ten temat „biegła psycholog” udziela wypowiedzi, że: „widać jak rodzicom zależy, bo nagłaśniają sprawę w mediach”. No błagam… Na koniec rozmowy mama oświadcza, że owszem, do czasu zakończenia sprawy w sądzie będzie współpracować z odpowiednimi instytucjami, ale po wyroku przecież nikt jej nie może do tego zmusić… I tutaj pada mit o zbawiennych skutkach przydzielenia asystenta rodziny. Co z tego, że będzie, skoro nikt go do domu nie wpuści? Zrobiła się medialna burza, interweniował Rzecznik Praw Dziecka, dzieci do czasu wyroku wróciły do domu, rodzina ma na koncie 4 tysiące złotych ze zbiórek, darowane meble. Pytanie co dalej? Bo jak patrzę na postawę matki, mam przekonanie, że historia będzie się powtarzać…

Druga to Państwo Bałutowie. Szlochająca matka, córka mówiąca, że chce do domu i informacja, jakoby sędzia podjęła decyzję z powodu psa, królika, rybek i muszek owocówek. Nie ogarniam jak ktokolwiek może w podobną bzdurę uwierzyć… Z oświadczenia sądu: „Sąd zobowiązał także rodziców do sprzątnięcia mieszkania i usunięcia z domu zwierząt, zapewnienia odpowiednich warunków do nauki, podjęcia przez jedną z małoletnich terapii psychologicznej oraz ścisłej współpracy z kuratorem sądowym, asystentem rodziny i innymi służbami społecznymi. Rodzice nie wykonali żadnego z tych zaleceń, co skutkowało wszczęciem kolejnego postępowania o zmianę zarządzeń opiekuńczych.” oraz: „W świetle aktualnych przepisów prawa nie jest możliwe przedstawienie opinii publicznej dowodów, które zebrał Sąd, aby ustalić sytuację małoletnich, a które spowodowały o tymczasowym umieszczeniu ich w placówce i rodzinie zastępczej”. Czas na reakcję rodzice mieli od maja 2013 r., dwa lata – chyba powinny wystarczyć… Z raportów asystenta rodziny wynika, że do mieszkania został wpuszczony tylko raz na pięć odbytych wizyt: „Małżonkowie podczas kontroli wszczynali awantury. Tylko raz kurator wszedł do drugiego pokoju – przez dziurę w drzwiach po szybie. Drzwi od środka zastawione były gratami ułożonymi do sufitu. Pośrodku leżał materac od wersalki. Katarzyna stwierdziła, że tam właśnie wszyscy śpią. Kilkumiesięczna Sabina leżała w bujaczku, bez koszulki, a nad nią krążyły muszki owocówki, które żywiły się zgniłymi resztkami jedzenia.” (źródło: Gazeta Wyborcza). Czy nadal sprawa prezentuje się tak czarno-biało?

Szloch matki pozbawionej dzieci dobrze się sprzedaje. Rzecznik sądu, urzędnik MOPS-u, kurator, dobrze sprzedają się tylko w roli złych charakterów. Przecież powszechnie wiadomo, że czyhają tylko na okazję, żeby gnębić porządnych obywateli. Jednak elementarna uczciwość nakazuje (a przynajmniej powinna…) uwzględnienie całości problemu, a nie tylko jego najbardziej emocjonującego wycinka. Odwracając sytuację: wcześniak Państwa Smykowskich umiera lub staje się niepełnosprawny z powodu zaniedbań rodziców – kto jest zły? Znowu: sąd, MOPS, kurator, bo nie zareagowali, a przecież wiedzieli, że w rodzinie źle się dzieje. Niemowlę Państwa Bałutów ląduje w szpitalu z powodu zaniedbań – mleko z płatków czekoladowych starszego rodzeństwa naprawdę nie jest odpowiednim posiłkiem dla czteromiesięcznego dziecka – pojawi się natychmiast krzyk „gdzie były wszystkie odpowiednie instytucje?!”. Ano bały się kiwnąć palcem, żeby nie zostać oskarżonymi o zbrodnię na polskiej rodzinie…

Czy nam się to podoba, czy nie, są rodziny, którym pomóc się nie da. Nie chcą, nie potrafią współpracować. Z pokolenia na pokolenie niosą jak sztandar przekonanie, że wszelkie służby publiczne to samo zło. Nie walczą o to, żeby ich sytuacja uległa poprawie, ale o utrzymanie status quo. Niech zostanie po staremu, a wszyscy mają się odczepić. No może, ewentualnie, wspomóc finansowo – zamiast rodzinie zastępczej czy innemu ośrodkowi dać im, którzy wbrew zdrowemu rozsądkowi powołali na świat dzieci, bez szans na zapewnienie im właściwej opieki. Nie tylko materialnej (ta jest najmniejszym problemem), ale też zdrowotnej, emocjonalnej, edukacyjnej.

Zanim zmieszacie z błotem wszystkie publiczne instytucje pomyślcie, ile sami macie lub mieliście w otoczeniu, choćby dalszym, takich przypadków? Ile razy powiedzieliście, że u tych XYZ to już nic się nie zmieni, trzecie pokolenie żyje z zasiłków, wędruje po wszelkich placówkach – od wychowawczych poczynając, poprzez ośrodki resocjalizacyjne, niestety czasem na więzieniach kończąc? Więc czemu tak łatwo ulegacie historiom, łzawym z pozoru, ale pozbawionym szerszego kontekstu, pełnej dokumentacji i obliczonym na sentymentalny efekt?

Komentarze

21 komentarzy

Add a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany.