Dziecko pod pręgierzem
W związku z osławionym programem 500+ Internety oburzają się jedną z jego beneficjentek, szesnastoletnią dziewczynką, matką dwójki dzieci.
Padają gęsto obelgi o „mnożącej się bez opamiętania patologii”. A ja się pytam jakim prawem to dziecko (tak, tak, dziecko, raptem dwa lata starsze od mojej córki) zostało postawione pod publicznym pręgierzem? Na podstawie jakich przepisów urzędnicy opieki społecznej, którym jak wiadomo nie wolno palcem kiwnąć bez podstawy prawnej, klepią do mediów o jej prywatnym życiu, sytuacji rodzinnej? Nie szczędząc szczegółów o więziennych perypetiach partnera, osobistych sprawach jej matki…
Owszem, trzy lata temu, kiedy sąd rodzinny chciał odebrać nowo narodzoną córeczkę, rodzina zwróciła się o pomoc do mediów. Z tego co udało mi się znaleźć w sieci wynika, że dzięki temu otrzymała pomoc materialną, a także instytucjonalne wsparcie w postaci asystenta rodziny oraz zapewnienia władz gminy o objęciu jej szczególną opieką.
Ja wiem, rozumiem doskonale jako były urzędas, że nie zawsze się da. Że opór materii bywa niewiarygodnie skuteczny, że często nawet najlepsze chęci i idealnie (przynajmniej w teorii) zaplanowane działania nie przynoszą skutku. Takie życie.
Ale czy to daje komukolwiek legitymację do wyciągania tej historii po trzech latach, na pierwsze strony gazet i portali? Uzupełnionej w dodatku o pikantne szczegóły… Czy taką legitymacją może być fakt, że dawno temu jedna z jej bohaterek sama zgodziła się na nagłośnienie sprawy, żeby sąd nie odebrał jej dziecka?
Moim zdaniem absolutnie nie. A gdy w dodatku mowa o dziecku… Uważam to za niedopuszczalne!
Bo Szanowni Państwo, ja tutaj widzę oczywiste nadużycia jakiejkolwiek etyki dziennikarskiej. Czy opisywana dziewczyna wyraziła tym razem zgodę na publikacje o prywatnym życiu? Ja żadnych jej wypowiedzi, zdjęć, wyjaśnień nie znalazłam, choć szukałam zanim zaczęłam pisać tekst. Widzę tutaj też zwyczajne łamanie prawa przez władze samorządowe i urzędników, którzy bez żadnego skrępowania i refleksji przekazują posiadane w dokumentacji informacje.
Widuję w sieci mnóstwo tego rodzaju sytuacji. Choćby tę najświeższą z aktorką, która ukradła biżuterię. Nie, nie popieram złodziei, ale jak to się dzieje, że w pięć minut wie o wszystkim cała Polska? Można obejrzeć film z zatrzymania, samej kradzieży, informacje o miejscu pracy. Przed rozpoczęciem procesu, o wyroku nie wspominając. Podobno zanim komuś nie udowodni się winy, to jest niewinny – w dzisiejszych czasach – g… prawda… Skąd prasa ma wiedzę o zarzutach, otrzymuje nagrania? Jeśli tak jak twierdzi z oficjalnych źródeł, to jest to dla mnie nie do pojęcia… Naprawdę prokuraturze, sądom, urzędnikom wolno mówić wszystko, jeśli dziennikarz zapyta?
Wracając do meritum. Tym razem padło na dziecko! Szesnastolatkę, w cholernie trudnej sytuacji. Takiej, w której sama może sobie nie poradzić. Rzeczywisty problem zniknął pod hasłem „roszczeniowej, straconej na wieki patologii”… Dorośli rzucili się potępiać, mieszać z błotem…
Nie potrafię się na to godzić. Podobno to nastolatki są specjalistami od hejtu , molestowania w necie. Czyżby? Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że tak zwani dorośli radzą sobie w tej kwestii znacznie skuteczniej. Właśnie rozjechali bezkarnie szesnastoletnią dziewczynkę, potrzebującą pomocy…
Zgadzam się z Tobą w 300%. !!! Jakim prawem wywlekane są takie szczegóły itd?? Poza tym – ” zanim mnie osądzisz, załóż moje buty i przejdź drogę, którą ja przeszłam do dzisiaj …” Ogromnie współczuję tej dziewczynie i jej Rodzinie. I dla takiej matki m.in te 500+ ma sens, bo naprawdę może jej pomóc…
Pozdrawiam 🙂