Jak to drzewiej bywało – czyli wracamy do ósmej klasy

Łatwo się rozmarzyć, prawda? Wreszcie dzieci będą miały tak jak „za naszych czasów”. Osiem klas podstawówki, potem cztery liceum. Po staremu, na sprawdzonych zasadach, które są tak wielu bliskie i budzą ogromny sentyment – normalnie łezka się w oku kręci.

Problem jednak w tym, że „nasze czasy”  minęły bezpowrotnie.  Świat pędzi do przodu w tempie niespotykanym 20 – 30 lat temu. Niektórzy twierdzą,  że dzieci rozwijają się szybciej, ja stoję na stanowisku, że rozwijają się kompletnie inaczej. Podlegają diametralnie odmiennym bodźcom, takim które my, rodzice, poznaliśmy dopiero jako nastolatki, albo jako dorosłe, ukształtowane osoby.  Za tym musi starać się nadążyć cały system edukacji.

Czy ci, którzy tak bardzo chcą powrotu do poprzedniego stanu rzeczy są świadomi  o czym mówią? Mam wrażenie, że zerową.

Kiedy w 2009 roku miała wejść reforma posyłająca sześciolatki do szkół jednym z koronnych argumentów było: jak to??? Sześciolatki z trzynastolatkami w jednym budynku??? Przecież będą zdeptane, zaduszone, uśmiercone! Teraz okazuje się, że siedmiolatki z piętnastolatkami w podstawówce to już ok, żaden problem…

Nie będę się powtarzać  w kwestii sześciolatków, bo wypowiedziałam się już tutaj: Sześciolatki w szkole? Błagam, bez paniki. Skupię się więc tym razem na gimnazjach.

Jak wieść gminna niesie gimnazja to samo zło. Narkotyki, alkohol, seks i cholera wie co jeszcze – generalnie degrengolada i siedlisko patologii. No sorki, ale mam córkę w gimnazjum, zwyczajnym, publicznym i widzę, że to kompletna bzdura. Nauczyciele są świetnie przygotowani do pracy z nastolatkami, dzieciaki w większości fajne, aktywne, znakomicie odnajdujące się w nowym otoczeniu. Najmniej pozytywów mogę powiedzieć o rodzicach, którzy niestety chyba w dużej części uznali, że dziecko już odchowane i całkowicie samobieżne – świadczy o tym choćby frekwencja na zebraniach, mizerna bardzo…

Przypomnijcie sobie swoje podstawówki, te ośmioklasowe. W każdej niektórzy siódmo i ośmioklasiści popalali, pijali alkohol, próbowali pierwszych kontaktów seksualnych. Teraz chcemy ich przenieść z powrotem do dzieciaków… No świetny pomysł… Ten sam wychowawca, nauczyciel musi umieć pracować z dziesięciolatkami i eksperymentującymi, czasem na granicy bezpieczeństwa, dorastającymi półdorosłymi. To się zwyczajnie kupy nie trzyma.

Moim zdaniem aktualne etapy edukacji są bardzo dobrze dostosowane do etapów rozwojowych dzieci. Grupa 6-12 lat – w swoim gronie (tak naprawdę podzielona na 6-9 i 10-12), 13-15 lat w swoim, a już niemal dorośli 16-18 w swoim. Dzięki temu mają wspólnotę przeżyć, łatwość zintegrowania się w codziennym środowisku, ograniczony podział na „gówniarzy” i „dorosłych”. Do dziś pamiętam, jak będąc w czwartej klasie siedziałam na korytarzu, pod ścianą i z zazdrością łypałam na „starsze” dziewczyny, statecznie spacerujące obok. Rany! Zrobiłabym wtedy wszystko, żeby do ich „kasty” przynależeć… Dosłownie wszystko, bez względu na rozsądek i to co mi w domu do głowy wkładano.

Naprawdę w czasach dostępnych na wyciągnięcie ręki pokus chcemy do tego wrócić? Ja na pewno nie!

Oprócz tego, z racji zgrupowania w jednym miejscu młodzieży na etapie głupawki, jest ona pod specjalnym nadzorem pedagogicznym. Owszem, na początku bywało różnie, ale teraz kadra potrafi mieć szczególne baczenie na pierwsze młodzieńcze wybryki. W przeciwieństwie do rodziców – czytałam raport z gimnazjum Młodej: dziewiętnaścioro rodziców, z powodu kłopotów dzieci, skierowano na szkolenia z zakresu poprawy kompetencji wychowawczych, skorzystało: pięciu… To żenujące… Ale przecież oni wiedzą, co dla ich dzieci najlepsze!

Nie można też pomijać najmłodszych, tych ponoć ocalonych przed piekielnymi czeluściami podstawówek. Otóż Szanowni Ratujący Maluchy, jeśli ten cały absurd wejdzie w życie dostępność do edukacji przedszkolnej znowu klęknie. O ile nie jest to dużym problemem w większych miastach, gdzie zajęć dla dzieci w wieku przedszkolnym jest mnóstwo, a świadomość rodziców, co do zasady (oczywiście nie zawsze) większa, o tyle w małych miejscowościach i wsiach wrócimy do stanu, kiedy do systemu edukacji wchodzą dopiero sześciolatki – przedszkole jest przeważnie daleko, małe, a jeśli nawet znajdą się w nim miejsca, to nie ma jak dziecka dowieźć.  Co w tym złego, że do tego wieku będzie siedziało w domu? Wbrew pozorom bardzo wiele. Prosty przykład: w zerówce szkolnej Młodej wszyscy, którzy wcześniej nie uczęszczali do przedszkola musieli korzystać z zajęć wyrównawczych. Mieli kłopot z odnalezieniem się w grupie, w organizacji czasu, niektórzy nie potrafili trzymać w ręku kredki. A piszę o Warszawie. To teraz wyobraźmy, sobie resztę kraju. Te dzieciaki już na starcie nie będą miały szans… I nie mówię tu o uderzaniu na wyższe uczelnie, ale nawet jeśli będą chciały przejąć po rodzicach gospodarstwo to muszą umieć sprawnie poruszać się w nowoczesnym świecie: dotacji, banków, kredytów, prawa.

Wycofanie dotychczasowych zmian w edukacji nie dość, że skrzywdzi nastolatków – jednych wpychając z powrotem do podstawówek, gdzie kompletnie nie pasują, a drugich przedwcześnie do liceum,  to wyprodukuje armię wykluczonych. Bezradnych wobec współczesnego świata, zagubionych na rynku pracy, pozbawionych kompetencji społecznych, technologicznych, prawnych, które dzisiaj, czy nam się to podoba czy nie, trzeba zdobywać od najmłodszych lat.

Oprócz powyższych argumentów widzę jeszcze jeden. Myślicie, że teraz mamy w szkołach Armagedon? Otóż jesteście w błędzie. On się dopiero zacznie.

Gdzie w sześcioklasowych od szesnastu lat podstawówkach mają być upchnięte dodatkowe dwa roczniki, a w trzyklasowych liceach jeszcze jeden? Tak, tak. Licea też dostaną po tyłku, ponieważ od „naszych czasów” szkolnictwo zawodowe zostało niemal zlikwidowane, więc do nich wędrują prawie wszyscy absolwenci wcześniejszych etapów. Powiecie, że są jeszcze budynki gimnazjów. Racja, tylko wg jakiego klucza można by tam lokować uczniów? Ano wg wieku, tylko czym to się będzie różniło od aktualnego podziału?

Wracając do podstawówek – którą gminę stać na tworzenie kilkuosobowych klas, a w konsekwencji całego rocznika przez osiem lat? No bo jeśli teraz ruszyło70%- 80% sześciolatków z 2009 r. i ci siedmiolatkowie, którzy nie poszli wcześniej, to za rok w pierwszakach będzie hulał wiatr.

Potrafię zrozumieć emocje rodziców, ale nie potrafię pogodzić się z cynizmem polityków i pewnego małżeństwa, które rozpętało wojnę o utrzymanie archaicznego status quo w systemie kształcenia. To nieprawdopodobne jak nie posiadając wiedzy (lub jej nie używając…), za to będąc doskonałym manipulatorem, można zagrać na lękach i obawach społeczeństwa.

To właśnie oni powinni podpierać się dostępnymi wynikami badań, z których bardzo wyraźnie wynika, że dzięki wprowadzeniu gimnazjów kompetencje polskich piętnastolatków, na tle europejskich, wzrosły w tempie wręcz ekspresowym. Tymczasem jadą po linii najmniejszego oporu, bazując na klepanych bezrefleksyjnie stereotypach. Jeśli dopną swego, skupiając się na populistycznych hasłach podszytych własnym zacietrzewieniem, zafundują naszym dzieciakom niezły bajzel – i edukacyjny i emocjonalny.

Poniżej trzy linki do wypowiedzi ekspertów. Polecam pod rozwagę.

Likwidacja gimnazjum to błąd

Stanowisko Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty

Sześciolatków i gimnazjów nie ruszać

Komentarze

10 komentarzy

Add a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany.