Jak pisać blog – 7 porad szczawia

Co prawda blogerem jestem raczkującym, ale czytelnikiem już nie. Dzięki temu ogląd sprawy mam dwustronny – jako pisząca ciągle się uczę, ale jako odbiorca wiem doskonale czego oczekuję i jaki blog porzucę bez żalu, po przeczytaniu pierwszych kilku zdań. A zaznaczam, że targetem jestem wręcz idealnym – około czterdziestki, kształcona, ustawiona, już nie na dorobku, trochę gadżeciara, z dziećmi i zwierzętami, wymagającymi zaopatrzenia w niezbędne akcesoria – tylko podtykać mi pod nos kolejne pomysły na wyskoczenie z kasy.

Każdy kto rozpoczyna przygodę z pisaniem na własny rachunek, znajdzie w sieci mnóstwo porad: jakie wtyczki, szablony, jaki hosting, jakie narzędzia do obróbki zdjęć, tworzenia memów, cytatów, jak rozmawiać z agencjami reklamowymi, jakie oferty przyjmować, a jakie odrzucać i co to jest SEO. Wszystko co napisałabym na ten temat będzie powtórką z rozrywki, więc nawet nie zaczynam. Tym bardziej, że sama dopiero poznaję techniczne i marketingowe aspekty własnej platformy, macam co „się klika i lajkuje”.

Zatem trochę z innej beczki. Co mnie wkurza na blogach (oczywiście tych, które się czyta, a nie ogląda – tych drugich nie używam)? Otóż nieznajomość języka ojczystego i niechlujstwo… Oczywiście, że nie każdy musi być Mickiewiczem internetu i Słowackim blogosfery, nie ma tu zresztą zbytnio miejsca na kwieciste popisy, ale na litość faraona, jak mawiał mój kolega z podstawówki Marcin, jakieś podstawy, choćby na poziomie maturalnym, wypadałoby prezentować.

Poniżej kilka, pomocnych w nadrobieniu zaległości edukacyjnych, narzędzi i podpowiedzi:

1. Używajcie autokorekty i poważajcie jej podpowiedzi. Naprawdę w dobie tak rozwiniętych możliwości technicznych dysleksja, dysgrafia i inne dyscosie nie są ŻADNYM wytłumaczeniem na byki wszelkiego rodzaju, w tym edytorskie.

2. Polecam korzystanie z Poradni Językowej PWN – rozwiewa większość wątpliwości gramatycznych, interpunkcyjnych i stylistycznych.

3. Kocham Słownik Synonimów – bez niego jak bez ręki.

4. Słownik Języka Polskiego – wg mnie absolutna biblia każdego pismaka. Dzięki niej dowiecie się, kiedy można używać słowa „bynajmniej”, a kiedy bije ono po oczach i powoduje natychmiastowe opuszczenie bloga przez bardziej wymagających czytelników.

5. Kiedy skończycie pisać, odłóżcie tekst do sprawdzenia następnego dnia. To nie do wiary jakie głupoty można odkryć we własnych słowach, po dwunastu godzinach przerwy…

6. Na finał zróbcie korektę, czytając od końca. Prawda, że znowu znaleźliście byki, literówki i masę innych wpadek, które przedtem starannie się ukryły? Całkiem jak z tym słupem, co wyrósł blondynce na drodze, choć sekundę wcześniej była zupełnie pusta (droga, nie blondynka… chyba…).

7. Ostatnie i wg mnie najważniejsze: najpierw okażcie szacunek intelektowi swojemu, a przede wszystkim czytelników, dopiero w dalszej kolejności kupujcie wściekle drogi, wypasiony aparat i uczcie się obsługi Photoshopa. Może dzięki temu nie traficie na główną Rady Etyki Social Media?

Dziękuję za uwagę i pozostaję w oczekiwaniu na listę wszystkich błędów, których nie zdołałam wyłapać. Chętnie przytulę darmową korektę 😀

Komentarze

2 komentarze

Add a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany.