Maciek
Po śmierci Lilki musiałam pójść dalej. Szybko, ponieważ Młody miał zaledwie 2,5 roku, a ja nie byłam w stanie zapewnić mu w domu żadnej sensownej opieki poza czynnościami technicznymi – jedzenie, pielucha, bezpieczeństwo – o jakichkolwiek zabawach edukacyjnych, a tym bardziej rozrywkowych, nie było mowy. Po trzech tygodniach mojej wegetacji w domu podjęliśmy z Mężem decyzję – ja szukam pracy, Młody idzie do przedszkola. Sytuację, kiedy małe jeszcze dziecko jest skazane na bezcelowe snucie się po domu, bo mamie podjęcie sensownej aktywności jest niedostępne, trzeba było jak najszybciej przerwać.
To był luty, oczywiście o dostaniu się do państwowej placówki w środku roku nie można było nawet marzyć, tym bardziej, że dwuipółlatków nie mają zwyczaju przyjmować. Zaczęłam szukać w naszej okolicy. Wszystkie polecane prywatne nie miały ani ćwierć miejsca. Zostało tylko jedno, świeżo otwarte. Nie pozostało mi nic innego jak podjąć ryzyko i zapisać.
Na początku było… Zwyczajnie. Ani jakoś wyjątkowo, ani nie dało się do czegokolwiek przyczepić. Do czasu, kiedy po odejściu jednej z wychowawczyń pojawiła się Pani Beata. Osoba cieplutka jak piec kaflowy, zaangażowana w nasze dzieciaki bezgranicznie, traktująca je jak własne, wypieszczone, „wycacane”. Zawsze mająca czas dla rodziców, nawet tak upiornie gadatliwych i rozmownych jak ja. Wiele jej zawdzięczamy, chrzanić naukę literek, cyferek, głoskowania – to rzecz nabyta, wielkie serducho jest dla każdego dzieciaka absolutnie niezastąpione i bezcenne!
Ostatniego dnia przedszkola szkliły mi się oczy nie tyle dlatego, że ukochany Synio kończy jakiś etap i wędruje do szkoły, ale dlatego, że Ona z nim nie pójdzie! Jak to będzie? Na kogo trafi?
Chwilę po zakończeniu roku wszyscy dostaliśmy zaproszenie na ślub. Cała grupa wystrojonych, świeżo upieczonych absolwentów, powędrowała do ślicznego, drewnianego kościółka . Każdy podekscytowany, z różą do wręczenia w łapkach. Utrzymać ich zaraz po mszy, żeby się nie rzucili natychmiast z życzeniami, graniczyło z cudem, ale daliśmy radę 😉
Jako ciut starsza stażem małżeńsko-rodzicielskim, o wieku nie wspomnę, z wielkim wzruszeniem patrzyłam na tę wyjątkową, jakby nie patrzeć, bliską mi parę.
Również dlatego, że żywiłam sentyment nie tylko do Panny Młodej, ale również do Pana Młodego. Otóż przed pewnymi wakacjami zorientowałam się, że Pani Beata, oprócz pracy w przedszkolu, organizuje również wakacyjne i zimowe obozy. Decyzja była błyskawiczna – oczywiście, że Młoda jedzie! 100% zaufania, gwarancja cudownych chwil.
Wróciła zachwycona… Przede wszystkim Panem Maćkiem 😉 Oświadczyła, że na następnym wyjeździe nie wyobraża sobie być w innej grupie niż u niego. Bardzo polubiły się z jego młodszą siostrą, rówieśniczką. Oczywiście, dopóki się dało organizacyjnie, jeździła z Panią Beatą i z Panem Maćkiem na kolejne wyjazdy.
Od tych wydarzeń minęło już ładnych parę lat, ale mimo tego obydwoje mają zagwarantowane u mnie szczególne miejsce.
Dlatego kiedy dzisiaj dowiedziałam się, że potrzebują pomocy… Nie mogłam przejść nad tym do porządku dziennego.
Pan Maciek, zaledwie trzydziestojednoletni, mąż naszej ukochanej Pani Beaty i ojciec półtorarocznej Milenki, zmaga się z nowotworem wątroby. Możliwości leczenia w ramach NFZ zostały wyczerpane. Znalazł się jednak w Polsce lekarz, który jest gotowy podjąć wszelkie starania i wie co można zrobić, żeby chorobę śmiertelną zmienić w przewlekłą. Niestety, żeby mógł zacząć działać potrzebne są pieniądze. Duże. Znacznie większe, niż rodzina i my, wdzięczni rodzice zebrani razem, jesteśmy w stanie uzbierać.
Nie proszę o udostępnienia – udostępniamy i mamy czyste sumienie, że spełniliśmy dobry uczynek – guzik prawda. Z doświadczenia wiem, że to przekłada się w nieznaczny sposób na zebraną kwotę. Proszę o wpłaty. Ile kto może. Niech to będzie złotówka, piątak, dycha, stówka. Wedle możliwości.
A może umówmy się tak: każdy kto przeczytał, zanim puści dalej, niech wpłaci przynajmniej złotówkę? To niewiele, ale zebrane do kupy może dać imponujący efekt.
WPŁATY Z POLSKI:
Odbiorca przelewu: Fundacja Alivia
Adres odbiorcy: ul. Zaruby 9 lok. 131, 02-796 Warszawa
Konto: 24 2490 0005 0000 4600 5154 7831
Opis przelewu: DAROWIZNA NA PROGRAM SKARBONKA MACIEJ DYBA 110239
WPŁATY Z ZAGRANICY:
Odbiorca przelewu: Fundacja Alivia
Adres odbiorcy: ul. Zaruby 9 lok. 131, 02-796 Warszawa
IBAN: PL 24 2490 0005 0000 4600 5154 7831
Opis przelewu: DAROWIZNA NA PROGRAM SKARBONKA MACIEJ DYBA 110239
Kod SWIFT banku: ALBPPLPW
Może warto też zgłosić się do fundacji siepomaga? Przez tą stronę można zdziałać cuda!!!
Będą działania również w tym kierunku. Zbiórka trwa dopiero trzeci dzień, załatwienie formalności, związanych z podjęciem współpracy przez dwie fundacje chwilę potrwa.
Prosze o pay pal
Na stronie fundacyjnej Maćka są dostępne automatyczne płatności: http://www.alivia.org.pl/skarbonka/maciej-dyba/