Kto pozwala na bicie dzieci? My – święci, niebijący, milczący.
30 kwietnia – Światowy Dzień Sprzeciwu Wobec Bicia Dzieci.
Nie będę pisać tutaj o tym dlaczego nie wolno bić. Zrobili to już wielokrotnie mądrzejsi ode mnie, choćby tutaj Gosia Ohme. Zakładam (może zbyt optymistycznie, ale mam wielką nadzieję), że nikt z moich czytelników nie ma wątpliwości, co do słuszności i skuteczności wychowania przez tzw. klapsy, czyli zwyczajną przemoc wobec dziecka. Nie wolno, nie można, to niedopuszczalne i „tyle w temacie”!
Ja dzisiaj trochę z innej strony. O naszej, ludzkiej i społecznej roli, bywa że ważniejszej, niż jakakolwiek inna.
Czy reagujecie, kiedy dziecku w Waszym otoczeniu dzieje się krzywda, kiedy ktoś w miejscu publicznym karze dziecko w sposób brutalny szarpiąc, uderzając? Jak często przeszliście obok, z kołaczącymi się z tyłu głowy myślami: „to nie moja sprawa”, „nie będę się wtrącać”, „boję się jak zareaguje rodzic – agresor”, „nie będę donosić na rodzinę/sąsiadów”, „nie chcę mieć potem kłopotów i latać po sądach”?
Jeśli Wam się zdarzyło, albo zdarza często, to niestety, ale moim zdaniem to zwyczajny współudział. Przecież jeżeli sprawcami przemocy są najbliżsi, to kto ma to dziecko ochronić przed agresją? Samo jest bez szans.
Ile razy oglądamy reportaże, klecone naprędce po rodzinnych zbrodniach? Co chwila. Padają wtedy pytania: gdzie była policja??? gdzie był Rzecznik Praw Dziecka??? I widzimy zakryte twarze zrozpaczonego, najbliższego otoczenia – „no kłócili się, pili, dzieci miały siniaki, ale no wie pan, kto mógł przypuszczać, że to zajdzie aż tak daleko, przecież tak poza tym, to normalna rodzina była…”
Ja pytam: gdzie była dalsza rodzina i sąsiedzi?
Powiecie pewnie, że od tego są odpowiednie służby: MOPS, GOPS, wspomniana wyżej policja i RPD. Oczywiście, że są, ale skąd niby mają wiedzieć, że powinny interweniować, skoro przypadki przemocy nie są zgłaszane? Mają postawić urzędnika, czy policjanta pod każdymi drzwiami, za którymi są dzieci? Jeśli my, jako społeczeństwo, nie wbijemy sobie do głowy, że dziecko nie jest własnością rodziców, bo nie jest przedmiotem i że nasza odpowiedzialność nie kończy się na własnej wycieraczce, te historie będą wracać bez końca, z nowymi „bohaterami”.
Nadal niestety pokutuje przeświadczenie, że nie ten winien, który łamie prawo i szkodzi, ale ten który na niego doniósł… Nie robiąc nic, sami dajemy przyzwolenie kolejnym tragediom. A przecież naprawdę możemy wiele.
Czasem wystarczy przerwać sytuację, żeby pomóc, czasem trzeba „donieść” tam gdzie trzeba. Ja zapraszam na strony Reaguj. Masz Prawo oraz www.jakreagować.pl . Tam znajdziecie informacje co można zrobić w sytuacji, kiedy jesteśmy świadkami przemocy: gdzie się zgłosić, jak reagować, jak pomóc tym, którzy z agresją sobie nie radzą, a przede wszystkim ich ofiarom.
Nie ma żadnej przesady w stwierdzeniu, że od naszej czujności zależy życie i bezpieczeństwo tych, którzy sami nie umieją się obronić.