Pamięci mojej Lileńki. Urodzonej i zmarłej 3 stycznia 2010 roku
Kiedy umiera dziecko świat usuwa się spod stóp. To koniec . Koniec wszystkiego. Poczucie irracjonalności zdarzeń. Niewiara w to co się wydarzyło. Niepomierne zdumienie, że świat toczy się swoim rytmem, choć powinien się zatrzymać, widząc tak potwornie zaburzoną, własną kolej…
Biała, drewniana skrzynka, zamiast wypasionego łóżeczka z baldachimem. Kaplica i wstrętny, ohydny ziąb zamiast radosnego powitania w domu, pierwszej kąpieli i usychającego pępka, co do którego nie do końca wiadomo, czy starannie doprowadzonym do 75% stężenia spirytusem go traktować, jak przy Młodej, czy zostawić w spokoju, jak przy Młodym. Nie ma przytulasów. Nie ma dylematów – obciąć poszpitalne szpony, czy łapki odziać w rękawiczki? Nie ma pobudek w nocy, ton prania w specjalnym proszku. I jakkolwiek by to nie zabrzmiało – nie ma kupy wyłażącej na plecy z nie do końca dopasowanej pieluszki, nie ma śmierdzącego, specjalnego kosza w łazience. Dacie radę sobie wyobrazić, że tego też może brakować? Ja tak. Bo ten brak bolał jak cholera…
Nie ma karmienia i wściekle bolących brodawek – jest tylko nieznośne mrowienie w piersiach, znane mi aż za dobrze dzięki Starszym, i nawał nikomu niepotrzebnego pokarmu, doprowadzający na skraj rozpaczy, niemal do szału. Tak. Są leki, tłumią, ale i tak czuć, więc w panice lecę do swojego gina, żeby natychmiast dał mi skuteczniejsze, bo jak nie to zwariuję!
Jedyne decyzje, które mogę podjąć wobec mojej Małej Myszki to w jakim ubraniu będzie pochowana w tej potwornej, zimnej ziemi. Bo styczeń, to w eleganckiej sukieneczce do chrztu zimno jak diabli, ale jak zbytnio opatulę, to latem będzie za ciepło. W jakiej trumience – zresztą okazało się, że tak malutka ma właściwie tylko jeden wzór, bo więcej się nie opłaca produkować, zbyt nędzny popyt… Jaki krzyż z tabliczką stanie u jej wezgłowia – nie wiedzieć czemu te dziecięce wyglądają, jakby powstawały z myślą o odpustowych straganach. Chce Pani „dorosły”, taki całkiem prosty, na pewno? Tak, proszę tylko trochę skrócić, żeby nie wywyższał się w dziecięcej alejce. Jest pustka. Ostatnie pożegnanie, nawet nie ma mowy o przytuleniu, bo jakoś jednak dziwnie wyjąć dziecko z trumienki i tulić. Jest buziak w czółko i nosek. Tak boleśnie za mało, za krótko, nie tak i nie po kolei…
Właściwie, pomimo że minęło już prawie sześć lat, nadal nie wierzę. Nie wierzę w to, że tej nie ma, że nie poszła do przedszkola, szkoły, że kiedy czytam na dobranoc nie ma tej jednej, małej główki do przytulania… Że mój rosnący po raz trzeci prawidłowo z każdym miesiącem brzuch nie zaowocował zdrową i uśmiechniętą dziewczynką… Że zamiast małego , ciepłego, kochanego stworka jest krótka, zaledwie ośmiogodzinna walka. A po niej puste ramiona, pełne nikomu niepotrzebnego mleka piersi i rozpacz – najczarniejsza z możliwych. Brak tak dojmujący, przenikliwy, że niemożliwy do przekazania komuś kto nie przeżył, nie doświadczył. Bolesne jak mało co kiwanie się, imitujące kołysanie. Rzut oka na przygotowane zawczasu wózek i ubranka, powodujący spazmy szlochu. Konieczność poinformowania rodzeństwa, że po pierwsze Lilka nigdy nie zagości w domu, po drugie mama nie będzie nadawała się do użytku przez bliżej nieokreślony czas, ponieważ ból i bezradność będą jej głównymi towarzyszami…
Różne słyszałam pomysły na złagodzenie straty:
-Oj, no przecież nie zdążyłaś się przyzwyczaić…
Halo, to nie chomik, albo inne zwierzątko domowe. To Dziecko, które powinnam wychowywać, tak samo jak dwójkę Starszych! To całe jego życie, którego zostało pozbawione, wszystkie wspólne chwile, z których nie dostaliśmy ani jednej. Ja nie straciłam ciąży, nawet nie noworodka. Ja straciłam również rozbrajającego roczniaka, histeryzującą dwulatkę, wystraszonego przedszkolaka, dumną pierwszoklasistkę, zbuntowaną gimnazjalistkę, stremowaną maturzystkę, ambitną studentkę, rozmarzoną pannę młodą, zięcia (nie wiadomo jakiego) i wyczekiwane wnuki… Wszystko… Każdą chwilę Jej życia, która powinna być naszym udziałem.
-Pomyśl, że inni stracili osiemnastolatków, jest im gorzej!
Oddałabym bardzo wiele, żeby tych kilka lat z Lilką dostać. Żeby ją choć trochę poznać, żeby pogadać, żeby wiedzieć jaka jest. Tymczasem mogę sobie tylko wyobrażać… Zazdroszczę każdemu, którego dziecko żyło dłużej, każdemu, kto ma wspomnienia, mógł poczuć dotyk, oddech, uścisk. Ja zostałam z tego ograbiona…
-Masz przecież dwójkę dzieci.
Mam, kocham bezwarunkowo i na zabój. Ale tego jednego, kochanego łebka, będzie brakowało zawsze. Kiedy czesałam Młodą to płakałam, bo Lilki już nie uczeszę. Kiedy szła do Komunii płakałam, bo Lilki nie poślę… Kiedy czytam do spania, kiedy rozmawiam, tłumaczę, pilnuję, kiedy kupuję kolejny galowy strój, kiedy kibicuję, kiedy robimy cokolwiek razem. Liczba kontrolna już nigdy się nie zgodzi. Powinna być nas w rodzinie piątka – jest czwórka.
-Możesz jeszcze mieć dzieci – klin klinem.
Tak, wyprodukować bardzo łatwo. Na szybko, na zastępstwo, na zapełnienie pustych ramion, na ból i najczarniejszą rozpacz. Ale… Co z tym nowym życiem zrobić? Czy jestem gotowa na całkiem nowego Człowieka, czy szukam pocieszenia? Co mu odpowiem na najbardziej podstawowe pytanie: „Mamo, a czy gdyby Lilka żyła to pojawiłbym się/pojawiłabym się na tym świecie?”. Ja wiem, że nie, musiałabym skłamać… I cóż mam odpowiedzieć? Nie jestem siebie w tym względzie pewna, więc opcja „następne” odpada. Uważam, że nie mam prawa do tak dużego obciążenia kogokolwiek, a już na pewno nie własnego dziecka. Ja po prostu nie wiem, czy nie będę w nim szukać Lilki. Pomimo czasu, który upłynął, nie wiem…
Pochowałam w swoim życiu ukochaną Babcię, Dziadka, w tym roku Tatę. Ale to jest jakoś tak po kolei, wpisane w nasz życiorys. I choć towarzyszy temu wiele emocji – normalne. Śmierć Dziecka to odwrócenie pojęć, absurd, chichot losu… Coś co nie powinno się wydarzyć, na co nikt nie jest gotowy. Coś po czym bardzo trudno jest się podnieść, wrócić do życia. I nie da się wrócić do takiego, które było przedtem. Po prostu ono dzieli się na „przed” i „po”. Zaakceptowanie tego stanu rzeczy to nie jest sztuka na raz. To długotrwały proces. Właściwie uczenie się życia od nowa – bo przecież miało być spokojne, szczęśliwe. A tymczasem trzeba zacząć żyć na całość, z tym tak potwornie bolesnym brakiem. Walczyć z myślami, że może coś jeszcze mogłam zrobić, żeby żyła.
A kiedy minie już jakiś czas, ten najgorszy, każda sprawiana sobie przyjemność, choćby najprostsza, jak czytanie kryminału, powoduje wyrzuty sumienia. Że mnie nie wolno, bo to bezcześci pamięć. Że ja tu sobie imprezuję, spotykam się ze znajomymi, gadam o głupotach, a ona nie żyje…
Uczyłam się świata na nowo. Wszystkie, jak ja to nazywam, „pierwsze razy”. Pierwsza Wielkanoc, pierwszy Dzień Matki, pierwszy Dzień Dziecka, pierwszy dzień listopada, który nigdy nie powinien dotyczyć mojego dziecka, pierwsze Boże Narodzenie i pierwsze urodziny Lilki. Każdy z nich szarpał, kopał, dusił…
Dopiero po roku zaczęłam stawiać nieśmiałe kroki w stronę życia. Osadzać się z powrotem na ziemi. Ze zdumieniem odkrywałam, że można, da się.
Teraz, po prawie sześciu latach, bogatsza w doświadczenie, wiedzę, setki rozmów z rodzicami po stracie, mogę z pełną świadomością powiedzieć: życie, pełne, wartościowe, po śmierci dziecka jest możliwe. Inne, ale jest. Jeśli takie doświadczenie stało się Waszym udziałem ratujcie siebie, bo to jest najcenniejsze co macie. Biegu zdarzeń ani czasu nie da się odwrócić, ale można wykorzystać ten, który dostaliście – dla siebie, rodziny, a jeśli jej brakuje, pomagając innym. Skupić się na tym, żeby z bezsensownej śmierci wyciągnąć tyle dobra, ile się da. Ja tak właśnie staram się robić, a każdy sygnał, że komuś pomogłam, nadaje sens króciutkiemu życiu mojej Lilki .
Pod tym linkiem można znaleźć informacje na temat wydarzeń, związanych z Dniem Dziecka Utraconego – 15 października, organizowanych w całej Polsce: Dzień Dziecka Utraconego 2015
Przytulam Cie mocno do mojego serca,do moich rozdraznionych mysli,chlodu ktory czuje w kazdym koniuszku.Ja wiem…
Dziękuję. Też przytulam.
Szesc lat. To niby tak duzo i cale nie. U nas minelo cztery. Nadal sie teskni,prawda? Mozn juz zyc,prawie normalnie lecz w ciaz kogos brak. Tak bardzo brak. Przytulam.
Cały czas, inaczej, spokojniej, ale bez przerwy…
Nie wiem o czym mówisz. Mam dwie Córki. I mimo, że z siedmiolatką mam problemy wychowawcze to czytając Twój elaborat płaczę. Płaczę bo narzekam , że nie czuję więzi z moją Myszką, że ma hardy charakter i ciężko się do Niej zbliżyć. Jednak jak pomyślę o Tobie to płaczę tym mocniej, bo ja mam szansę to naprawić. Mam szansę spróbować. I jest mi cholernie przykro, że Ty jej nie masz… Ściskam !
Zryczalam się tak strasznie, że nie widzę ekranu. Żadna matka nie powinna doświadczać takiego bólu. przytulam mocno i ślę modlitwę za twoją malutka duszyczke 🙁
Dziękuję.
Siedzę. Czytam. I płaczę… Jestem mamą dwójki dzieci… I nie jestem w stanie sobie wyobrazić takiej tragedii… Bardzo współczuję… I mam nadzieję, że nigdy nie powiem: rozumiem jak to jest…. Pozdrawiam ciepło w tym ważnym dniu…
Dziękuję.
Przytulam również …. popłakałam się i cała aż się trzęsę, wróciły wspomnienia … żadna matka nie zrozumie takiej straty i oby żadne z Was tego nie doświadczyły ….
pamietam jeszcze skrzypienie kol wozka na ktorym bylam wieziona podziemnymi korytarzami na patamorfologie…
To takie wspomnienia, które zostają na zawsze…
Zazdroszczę Ci tych 8 godzin, mnie nawet tyle nie było dane. Ciąża książkowa zakończyła się wywołaniem porodu w 22 tygodniu, bo serduszko mojego synka przestało bić. I jak nauczyć pęknięte serce bić na nowo, kiedy ono przestało bić wraz z ustaniem bicia serduszka Alberta.
Niestety te osiem godzin było dane mojemu mężowi, to on był z nią do końca… Córeczka, zanim zdążyłam się wybudzić z narkozy, została przewieziona na specjalistyczny oddział do innego szpitala…
Wzruszyłam się mocno. Upłakałam czytając Pani wpis. Mogę tylko współczuć. U nas nie jest kolorowo, ale Łucunia jednak żyje. Zmaga się z chorobami od urodzenia, ale jednak możemy cieszyć się z każdej spędzonej z nią chwili, cały czas wierząc, że wygra swoją walkę.
Przesyłam ciepłe uściski
Również ściskam i przesyłam dużo mocy.
Z każdym zdaniem się identyfikuję. Z tym, że Hania była moim pierwszym dzieckiem. W moim przypadku kolejne dziecko mnie uratowało. Nie obawiam się pytań o to, czy gdyby Hania żyła to ona by się pojawiła na świecie, ponieważ odpowiedź brzmi: oczywiście. Stało się jedynie tak, że pojawiłaś się na świecie wcześniej. Z drugiej strony myślę czasem, że nikt na świecie nie jest podobny do Hani bardziej niż jej siostra… nie oznacza to oczywiście, że drugie dziecko może zastąpić to pierwsze, to nigdy nie jest możliwe w moim pojęciu świata. A jednak nie wiem, gdzie bym była gdybym nie mogła w końcu poczuć się matką. Myślę, że to bardzo indywidualna kwestia.
To prawda. Ja pisałam oczywiście o sobie. Zapewne gdyby Lilka była pierwsza, moje odczucia byłyby kompletnie inne. Przytulam.
Tak było u mnie. W maju minęło 9 lat, a wciąż boli. Żyje się, pewnie, bo trzeba, bo mąż, rodzina, nadzieja… Ale tęskni się nadal. Człowiek tylko uczy się z tym żyć.
Juleńka była moim pierwszym dzieckiem. Ukochanym, wymarzonym. Nawet imię Jej wybrałam jeszcze w liceum, 6 lat przed Jej pojawieniem się w moim życiu… Przyszła na świat nagle w 27tc, zdrowa, 7 pkt Apgar, samodzielny oddech, zero wylewów, była tylko maleńka i ta Jej waga, trud jej zwiększenia były Jej jedynym problemem przez prawie 2 miesiące. A gdy wreszcie udało się przekroczyć 1kg, zachorowała na zapalenie płuc. Odeszła 2 miesiące i 8 dni po narodzinach, tuż przed urodzinami swojego taty, tuż przed Dniem Matki…
1,5r później urodziłam synka. Pół ciąży leżałam plackiem, biorąc leki przeciwskurczowe, by nie przeżywać tego dramatu po raz drugi. Udało się wytrwać tak do 37tc. Synek przyszedł na świat cały i zdrowy. To pytanie już u nas padło. I też odpowiedziałam, że urodziłby się na pewno, tylko pewnie troszkę później. Potem było pytanie, które o wiele mocniej ścinęło mi gardło i serce – „Urodziłem się, gdy Juleńka zmarła. A skoro ja żyję, to znaczy, że już nie urodzisz trzeciego dziecka, tak?” :'(
Dziś jestem w ciąży po raz trzeci. Staram się ze wszystkich sił odganiać czarne myśli. Oczywiście, że będę leżeć i łykać znów tonę leków, jeśli będzie trzeba. Gdyby lekarz prowadzący moją pierwszą ciążę nie zlekceważył mnie i sygnałów, które wysyłało moje ciało, wtedy też bym leżała cierpliwie, a potem życie mojej rodziny wyglądałoby pewnie zupełnie inaczej. Za drugim razem lepiej trafiłam i sama byłam mądrzejsza, czujna, odważniejsza w wyrażaniu swoich uczuć, oczekiwań, obaw. Wciąż mam nadzieję, że tym razem będzie inaczej, ale widmo to niestety wisi nad nami i choćbym nie wiem jak na siebie uważała, nie mam na to wpływu. Pozostaje zaufać jeszcze raz sobie, swojej intuicji i ciału oraz lekarce, która uratowała życie mojemu synkowi. Trzy miesiące za nami. Każdy kolejny to cud.
Juleńki jednak nikt nigdy mi nie zastąpi… I nic nigdy nie wymaże ze mnie tego panicznego lęku o życie moich dzieci.
Tulę serdecznie wszystkie obecne to Aniołkowe Mamy.
Przezylam, rozumiem 🙁 u nas za chwile mina 4 lata. Tez Córeczka, tez Jej nie widzialam, dla odmiany to mnie przewieźli do innego szpitala by ratować. Na drugi dzień odeszla a ja gdyby nie zdjęcie z inkubatora i krotki filmik niewiedzialabym jak wygląda. Teraz mam Syna, za chwile skończy rok. Jakby bylo gdyby Ona byla? Czy On by wtedy byl? Nie wiem. Pozdrawiam…
Pytania, na które właściwie nie ma odpowiedzi…
Serdecznie współczuje… Moja Dzidzia była tylko cztery miesiące pod moim sercem gdy jej malutkie serduszko przestało bic, a ból po jej odejściu niewyobrazalny… Codziennie śpiewając kołysanki na dobranoc mojej Córci i Synkowy zawsze myśle o moim Aniolku. Boże, jak ja tęsknie! Nie tak miało być…
Nie tak… Zupełnie nie tak…
Przeczytałam Pani artykuł i bardzo się wzruszyłam. Sama mam jednego synka, dwie ciąże straciłam co bardzo przeżyłam, a teraz jestem w 18 tyg ciąży, z którą od początku są komplikacje i modlę się w duszy, żeby tym razem jednak wszystko było w porządku, żeby tę ciążę udało mi się donosić i dzieciątko było zdrowe… Natomiast mam przyjaciółkę, która dwa lata temu urodziła córeczkę i niestety po 3 dniach malutka zmarła. Okazało się, że miała wadę wątroby, której nie dało się wykryć na usg. Przyjaciółka do tej pory nie doszła do siebie, tzn. stara się żyć normalnie ale stroni zarówno od kobiet w ciąży jak i od dzieci. Absolutnie się jej nie dziwię, bo przeżyła straszną tragedię. Chciałabym jej jednak jakoś pomóc, pomóc choć w części wrócić do „życia”. Czy jest coś, co można dla osoby z takimi przeżyciami zrobić?
Sciskam Panią mocno!
Polecam forum na stronie http://www.dlaczego.org.pl
A oprócz tego wklejam podpowiedzi:
Lista życzeń osieroconych rodziców
1. Chciałabym, by moje dziecko nie umarło. Chciałabym je mieć z powrotem.
2. Chciałbym, byś się nie bał wymawiając imię mojego dziecka. Moje dziecko istniało i było dla mnie bardzo ważne. Potrzebuję usłyszeć, że było ono ważne także dla Ciebie.
3. Jeśli płaczę lub reaguję emocjonalnie, gdy mówisz o moim dziecku chciałabym, byś wiedział, że to nie dlatego, że mnie ranisz. Czuję wówczas, że pamiętasz; czuję twoją troskę! Śmierć mojego dziecka jest przyczyną moich łez. Rozmawiasz ze mną o moim dziecku, pozwoliłeś mi podzielić się smutkiem. Dziękuję Ci za to
4. Chciałbym, byś nie „zabijał” ponownie mego dziecka usuwając jego zdjęcia, rysunki, pamiątki ze swojego domu.
5. Bycie rodzicem w żałobie nie jest zaraźliwe, więc chciałbym byś mnie nie unikał. Potrzebuję Cię teraz bardziej niż kiedykolwiek.
6. Potrzebuje urozmaicenia, chcę usłyszeć co u Ciebie, lecz chcę, byś także słuchał mnie. Mogę być smutna. Mogę płakać, lecz chciałabym, byś pozwolił mi mówić o moim dziecku; to mój ulubiony temat.
7. Wiem, że często o mnie myślisz i się modlisz. Wiem, że śmierć mojego dziecka boli Cię także. Chciałabym o tym wiedzieć: powiedz mi to przez telefon, napisz list lub uściśnij mnie.
8. Chciałbym żebyś nie oczekiwał, że moja żałoba skończy się wraz z upływem sześciu miesięcy. Pierwsze miesiące są dla mnie szczególnie traumatyczne; chciałbym jednak być zrozumiał, że mój żal nie będzie mieć końca. Będę cierpiała z powodu śmierci mojego dziecka aż do ostatniego dnia mego życia.
9. Naprawdę staram się „zaleczyć”, chciałabym jednak byś zrozumiał, że nigdy nie będę w pełni wyleczona. Zawsze będę tęskniła za moim dzieckiem i będę pełna żalu, że już nie żyje.
10. Chciałabym byś nie oczekiwał ode mnie „NIE MYŚLENIA O TYM” lub „BYCIA SZCZĘŚLIWĄ”. Nie sprostam żadnemu z tych oczekiwań przez długi czas.
11. Nie chciałabym traktował mnie jak „OBIEKT LITOŚCI”, chciałabym jednak byś pozwolił mi na smutek. Zanim się „wyleczę” to musi boleć.
12. Chciałabym byś zrozumiał, że moje życie roztrzaskało się w drobny mak. Wiem, że to przygnębiające być blisko mnie, gdy tak czuję. Proszę bądź cierpliwy w stosunku do mnie, tak jak i ja jestem.
13. Gdy mówię „U mnie w porządku”, chciałabym, byś zrozumiał, że „NIE JEST MI DOBRZE”, a każdy dzień to zmaganie się ze śmiercią mojego dziecka.
14. Chciałabym byś wiedział, że wszystkie moje reakcje związane z żałobą są normalne. Możesz spodziewać się depresji, złości, wszechogarniającego poczucia beznadziejności i smutku. Proszę więc, wybacz mi, że czasem jestem cicha i wycofana, innym zaś razem irytuję się i zachowuje ekscentrycznie.
15. Twoja rada by „żyć dzień za dniem” i tak odmierzać czas jest doskonała. Jednak obecnie, dzień to zbyt dużo i zbyt szybko dla mnie. Chciałabym wiedzieć, że daję sobie radę z godzina po godzinie.
16. Zaproponuj od czasu do czasu pojechać ze mną na cmentarz, zapalić lampkę, pomilczeć chwilę. Nie za często, tylko czasami. Daj mi znać że pamiętasz.
19. Nie mów: jesteś młoda, będziesz miała kolejne dzieci. Być może będzie dane mi się cieszyć jeszcze nie jednym dzieckiem, najpierw jednak muszę opłakać to, które odeszło. I żadne inne dziecko mi go nie zastąpi.
20. Najważniejsze: Wspomnij czasem o mim dziecku. Nie udawaj, że nie istniało. Słowa mniej bolą niż uporczywe milczenie.
Bardzo współczuję. Czytając to, łzy spływały po policzkach. Moja Mama straciła dwoje dzieci, a ja rodzeństwo. Mimo, że minęło już 17 i 15lat, ja nadal pamiętam i nie potrafię się z tym pogodzić. Sama jestem teraz w drugiej ciąży i mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze… Pozdrawiam
Trzymam kciuki za zdrowe i szczęśliwe dzieciątko!
Nie mogę napisać, że wiem, co czujesz, bo jest jasne, że nie wiem. To może wiedzieć tylko matka.
Dobrze, że napisałaś ten post, bardzo dobrze, pomożesz osobom, które również przeszły tę drogę.
Oby Twój ból usunął się głęboko w cień.
Dlatego powstał. Żeby inni po takiej traumie wiedzieli, że życie się nie kończy.
Siedzę , czytam , placze, czułam i czuje to samo każdego dnia….moja Córeczka Miała Osiem Miesięcy Gdy Mi Ja Zabrano, Za Mało , Za Krótko. …mam dwie córki a hej i tak brak mi każdego każdego dnia. …
Przytulam…
To nigdy nie mija. Kasia i Tereska mialyby juz 24 lata. Im wiecej czasu mija, tym czesciej przychodza mysli kim bylyby, co robilyby, i wiele wiele innych pytan. To nigdy nie mija a wrecz przeciwnie.
Jest zawsze z nami…
Przytulam Cie mocno, najmocniej jak tylko potrafię 🌹❤
Dziękuję :*
Przytulam Was Wszystkie bardzo mocno. Ja również straciłam nasze pierwsze dzieciątko, 3 lata temu w 10 tyg.serduszko przestało bić…świat stanął w miejscu. …nie chciało mi się wstawać rano…Powrót do pracy był trudny-jestem położną. Nasz aniołek na zawsze pozostanie w naszych sercach. Dziś z nami jest nasz synek który ma 2 latka❤
Ciebie też przytulam <3
Rozumiem Cię… Tylko Mamy Po Stracie rozumieją.. U mnie to już albo dopiero 8 lat..Jak myślę ile rzeczy nie było mi dane zrobić z moją córką to serce mi się zatrzymuje z żalu. Mam jeszcze dwoje dzieci ale już zawsze będę mamą trójki..ZAWSZE
Niestety, ja również wiem jak to jest… Kubuś odszedł 4 lata temu, dokładnie w Dzień Dziecka Utraconego. Miałam go dla siebie 3 i pół miesiąca. Z jednej strony tylko tyle, z drugiej aż tyle czasu, bo wiem, że wiele Mam nie miało ani minuty.
Przytulam <3
leze i płacze .. Gdy małe stopki mojej Amelki kopia mnie po twarzy… Nie wyobrażam sobie tego bólu twojego i innych rodzicow tutaj komentujących. Podziwiam za to ze dajecie rade, za to ze sie nie podaliście!
7 września nasze dziecko skończyłoby trzy lata. Niestety w 10 tc serce przestało bić. Nie dane nam było przytulić, pogłaskać i spojrzeć w oczy. Prawie codziennie myślę jakby wyglądało, kim by było. W tym roku byłoby przecież przedszkole, później zerówka, szkoła… Dziękuję Bogu, za pierwszą córkę, która dała nam siłę, żeby zmierzyć się z tym wszystkim. Później urodziła się druga córka. Cały czas boli.
Merci pour tous ces commentaires sympa HS : prochains billets prévus pour après les fêtes. Faudra que je fasse baisser mon taux de cholestérol avant de recommencer à écrire ^^
Tekst idealnie trafny moge w tym tekscie tylko zmienic imie Lilki na imie Kubusia. Sama pamietam jak odciągałam pokarm i ryczałam za kazdym razem kiedy musiałam je wylewać do umywalki ….. ;(
Nigdy nikt nie zrozumie straty dziecka kto tego nie przeżył nawet takie które dane nam było na chwile. Kiedyś nie byłam w stanie tez zrozumieć i pewnie myślała bym podobnie jak znajomi którzy mówili Ci ze nie zdazylas się przyzwyczaić ale pod koniec lipca urodziłam synka niby donoszonego a płuca nie działały jak potrzeba zrobiła się odmawia plucko się zapadło i leżał dwa tygodnie na Oiomie, wyszedł z tego ale dla mnie była to osobista tylko moja tragedia nie męża dziadków itd tylko moja. Każdego dnia wchodząc tam siedziałam i wylam bo nie wiedziałam co zastane. Ogromnie współczuję bo na takie rzeczy nikt nie jest gotowy i silny
Na to nie da się przygotować 🙁
Nasze pierwsze dziecko odeszło ode nas bardzo wcześnie, w trzecim miesiącu ciąży. Bolało. Bardzo. Minęło 9 lat, mamy dwie córki, ale myślimy o tym tak, że mamy Troje Dzieci.
Nie mam mądrych słów. Mogę jedynie usiąść obok i pomilczeć tu z Wami wszystkimi. Potrzymać wirtualnie za rękę.
Bo macie troje, tak jak ja. Tulę <3
Nada zmarła w wieku 7 miesięcy i 7 dni, 7 stycznia 2014 roku o godzinie 7.10 rano…Świat zatrzymał się tego dnia i ruszył tylko już innym trybem. To miał być taki średni zabieg…
Wiem co czujesz, co czujecie…Dziecko było i dziecka nie ma. Nic go nie zastąpi, możemy tylko nauczyć się żyć z pustką. W miarę racjonalnie…
Noszę buty.
To są brzydkie buty.
Niewygodne buty.
Nienawidzę moich butów.
Każdego dnia ubieram je i każdego dnia chcę mieć inną parę butów.
W niektóre dni moje buty ranią mnie tak bardzo, że nie wierzę w
następny krok.
Pomimo to cały czas je noszę.
Czuję dziwne spojrzenia, kiedy mam na sobie te buty.
Spojrzenia pełne współczucia.
Widzę w oczach innych ulgę, że to nie ich buty, tylko moje.
Oni nigdy nie rozmawiają o moich butach.
Gdyby do nich dotarło, jak okropne są moje buty, mogliby poczuć się
niezręcznie.
Aby naprawdę zrozumieć czym są moje buty, musisz w nich chodzić.
Kiedy jednak już je włożysz, nie możesz ich nigdy zdjąć.
Teraz dopiero rozumiem, że nie jestem jedyną, która nosi te buty.
Jest wiele takich par butów na świecie.
Niektóre kobiety, tak jak ja, codziennie cierpią, gdy próbują w nich
chodzić.
Niektóre nauczyły się już w nich chodzić, więc buty nie ranią ich aż
tak bardzo.
Niektóre muszą długo chodzić w butach
zanim zrozumieją, jak bardzo je ranią.
Żadna kobieta nie zasługuje na to, by nosić te buty.
Jednak z powodu tych butów jestem silniejszą kobietą.
One dają mi siłę by stawiać czoło wszystkiemu.
One sprawiły, że jestem taką, jaką jestem.
Już zawsze będę chodziła w butach kobiety, która straciła dziecko.
No i znowu się poryczałam choć to już 28 lat jak Mały zniknął. I mimo rodzeństwa pozostała LUKA.
Bo czas leczy rany, ale nie bez śladu. Blizna jest na zawsze. Przytulam <3
Współczuję Ci Twojej straty. Też to przeżyłam 5 tygodni temu… Mój świat się zatrzymał… Piękne słowa, pięknie to wszystko opisałaś, dokładnie to co ja sama czuję w każdej chwili mojego życia. Nasze puste ramiona takie ciężkie…
Jeśli możesz, zapraszam na spotkania grup wsparcia. Warto – mnie postawiły na nogi. Pod tym linkiem znajdziesz informację: http://www.dlaczego.org.pl/forum/index.php?bn=nowe_grupywsparcia
Przytulam i ślę tyle sił ile mogę na ten najtrudniejszy czas <3
Dziękuję, moze spróbuję za jakiś czas. Tymaczasem czytam Twój tekst już któryś raz i ciągle płacze. Zosia była naszym pierwszym dzieckiem…
Tulam
Tez stracilam Lilke w 2009 r. Zasnela w brzusZku i zostala malym aniolkiem. Choc mam jeszcze 2 cory pamietam jak wygladala do dZis
Czy my przypadkiem nie „znamy się” z dlaczegowego forum?
no i się poryczałam 🙁 ją dwa razy straciłam swoje maleństwa a wszystko znowu wcóciło. Nie życzę nikomu takich przykrości bo choć czas przemija to te straty bardzo bolą każdego dnia
Czasem trzeba wrócić, żeby móc pójść dalej. Przytulam <3
Nawet nie wiadomo co powiedziec… Co,ze współczuję? Wiadomo bardzo ciężkie do przeżycia… 😓 bol nie do opisania…. Nie powiem,ze wiem co czujecie ale staram się rozumieć … Obecnie jestem w 20 tc mam nadzieje,ze będzie wszystko dobrze bo komplikacje sa od poczatku. Takich ludzi jak Ty właśnie potrzeba rodzinom które straciły. Swoje pociechy. Jestes takim promykiem który daje nadzieje… Wszystko co napisalas bylo tak prawdziwe… Nie sposób by lza nie zakrecila sie w oku.. Jestem z Toba i z wami wszystkimi drodzy rodzice . . Bóg i sila z Wami. Sciskam .
Dziękuję bardzo za ciepłe słowa. Trzymam kciuki za szczęśliwe rozwiązanie :*
Ją siedzę i płacze ją równiez to przeżyłam dzidzia zmarła w brzuszku a teraz mam synka 2latka z którym w ciąży miałam.problemy i bardzo wczeesnie się urodził 31tydzień leżąc na ojomie prawie umierał żyje i jest zdrowy ale wciąż myślę o dzidzi która straciłam w brzuszku przed nim i płacze
Tulę mocno…
Ja swojego Aniołka straciłam w 13tc kiedy dostałam bóle nie było szans na dojechanie do szpitala momentalnie odeszły mi wody kiedy włożyłam rękę miedzy nogi wyciągnęłam je trzymając malutka kruszynke do szpitala jechałam cały czas trzymając tą kruszynkę i szlochając straciłam Go dzień przed urodzinami starszego syna. Po 2h poproszono mnie o odebranie zwłok dziecka nie mogłam nawet być gdy było pochowane … Do dziś urodziny starszego syna to nie tylko radość ale i ból…..
Bardzo współczuję aż płacze jestem z tobą tulam 🙁
Tak, te uczucia cały czas mieszają się ze sobą…
Trzy dni temu minął rok jak nasze Twixy podzieliły się między Ziemię i Niebo… Gustaw został z nami, Gabrysia odeszła. Nawet Jej nie widziałam… Nie mam zdjęcia, filmu, niczego poza miejscem na cmentarzu [<3] Boli nadal, boli bardzo, szczególnie, jak wspomniałaś, w tych szczęśliwych chwilach, kiedy okazuje się, że tylko On cieszy się z bujania na huśtawce, z kąpieli, z pysznego posiłku…
Mamy Gucia i to On od początku trzymał nas przy życiu. Dziękujemy za Niego, ale już na zawsze będziemy rodzicami Twixów.
Miejmy nadzieję, ze nie tylko Ich 🙂
Ja tylko dzięki forum na stronie http://www.dlaczego.org.pl wiedziałam, że trzeba pomimo traumy gromadzić pamiątki. Gdyby nie to… Też nie miałabym ani zdjęcia, ani Lilkowej czapeczki, ani Lilkowych skarpetoszek…
Trzymam kciuki za powiększenie gromadki!
Teraz też bylibyśmy „mądrzejsi” (obyśmy już nigdy nie musieli z tej wiedzy korzystać…), wtedy to był 26 tydzień ciąży i poród, którego absolutnie nikt się nie spodziewał. Gabrysia żyła tylko 3,5 godziny… 3,5 godziny przez które ja leżałam plackiem na sali pooperacyjnej, a Mąż zaskoczony i zrozpaczony nawet nie pomyślał, by zrobić Jej zdjęcie. Mam żal, że nikt z personelu medycznego Mu tego nie podpowiedział, nie zachęcił do dotknięcia Jej, jakiejś wspólnej chwili….przecież wiedzieli…
Portal dlaczego bardzo mi pomógł, a Ty napisałaś najbardziej prawdziwy tekst o życiu po śmierci dziecka, jaki kiedykolwiek udało mi się przeczytać.
Dziękuję i przytulam mocno :-*
Daleko nam jeszcze do świata, w którym personel medyczny ma wiedzę co robić. Są już szpitale, które reagują fantastycznie, ale są i te z poprzedniej epoki…
Dziękuję i też przytulam.
Po przeczytaniu… ciężko mi nawet ubrać w słowa to co czuję, jest mi nieopisanie przykro. Sama tego nie przeżyłam, mam obok siebie dwie zdrowe córeczki i nie wyobrażam sobie, jakby którejś z nich miało nie być. Nie wiem czy potrafiłabym sobie z tym poradzić, chyba nie…
Z wyrazami szacunku,
Klaudia D.
Dziękuję za ciepłe słowa.
Bardzo przykre:(moj synek zmarl 1 czerwca 2011 w dzien dziecka mial 2 latka i 3 miesiace najgorsze dla mnie jest wlasnie dzien dziecka,Boze Narodzenie,urodziny……bo jednemu synkowi kupuje pilke,gry,samochodziki itp a Aniolkowi musze kupic znicz albo bukiet kwiatow:(
Ja zawsze stawiam coś, co jest symbolem obecności Lilki. Mam taką specjalną świeczkę. Wiem, że ona gdzieś jest, bo dowodów swojej obecności dała mi bardzo, bardzo wiele.
Przepiękny, wzruszający tekst. Ból ciężki do wyobrażenia. Mam trzy córki, najmłodsza 16 miesięcy. Nam dane jest cieszyć się każdą chwilą , każdym uśmiechem, spojrzeniem. Przeżywać wszystkie radości i smutki. Po prostu być razem. Nie doceniamy tego. Bardzo współczuję tej ogromnej straty w Waszym życiu. Mocno przytulam
Dziękuję bardzo :*
Kochana, rozumiem. Straciłam dwoje dzieci pierwszych, za małych żeby znać płeć. Mam 2 kolejnych, cudownych. Jednak za Tamtymi aniolkami tęsknię. Jak miło, że możemy być razem myślami chociaż się nie znamy. Jednak rozumiemy. Czytałam, że te dzieci siedzą przy tronie Boga. Zaraz za hierarchia aniołów. Pan Bóg ich bardzo kocha, są Jego pociechą i radością. Tak ich kocha, że nie potrafi im odmawiać niczego. Dlatego możemy ich prosić o wstawiennictwo, zwłaszcza rodzina. Od tej pory mi łatwiej żyć i godzić się z utratą. Teraz myślę, że może będę mogła nadać im imiona 🙂 Juz nie mogę się doczekać kiedy ich zobaczę. Kiedyś córeczka miała 3 lata. Miała gorączkę, nagle usiadła na łóżku i mówi : mamo zobacz tu są dwa aniołki, śmieją się do mnie, widzisz, są takie piękne 🙂 tylko jeden raz. Buziaczki 💖
Trzeba nadać, żeby wiedzieć jak o nich myśleć. Przytulam :*
Leżę z moim młodszym 2msc synkiem , ułożonym na mnie i płacze… Nawet nie wiem co napisać , mam wrażenie ,ze wszystko co powiem to będzie za mało, bo przecież ja tego nie rozumiem nikt nie jest w stanie zrozumieć, kto nie doświadczył.. To nie rodzic powinien chować dziecko, to nie tak powinno być, czemu bóg zabiera te male niewinne skarby, jesteście wszystkie takie silne ,ze umiecie zmierzyć sie z życiem, ściskam mocno!!! Chciałam napisać więcej ale wszystko to będzie za mało, tego żalu nie da sie opisać… Ubrać w słowa.. To jest w sercu głęboko..
Przytulam :*
Dziękuję bardzo za dobre myśli i pamięć. To najważniejsze.
Dwa lata temu 40tydzien ciazy wszystko wydawalo sie idealnie wszystko dopiete na ostatni guzik łóżeczko ubranka itd, nagle akcja porodowa jazda do szpitala i krótka wiadomość od lekarza ,,przykto mi ale serduszko córki nie bije,, potem 6h porodu i tylko sekundy kiedy widzialam Amelcie po raz pierwszy i ostatni. Co prawda odwiwdzam ją na cmentarzu ale to już nie jest to samo. Ale chodz mam teraz druga córcie to Amelcia w moim sercu jest i nie wstydze sie mówic o tym,że mam dwoje dzieci a nie jedno chodz ludzie dziwnie reaguja.
W nosie mam jak reagują. U mnie w głównym pokoju wiszą zdjęcia całej trójki. Lilki po prostu nie można pominąć.
Niech reaguja sobie jak chca lecz to nasze dzieci i chodz są Aniołkami to o nich sie nie da zapomnac zawsze były są i będą w naszych sercach.
Dokładnie tak.
Jestem mamą dwóch córek,11 letniej Wiktorii i pół rocznej Lilki. Ogromnie wzruszyly mnie Twoje słowa. Ja bym chyba umarła z żalu. Nawet nie jestem sobie w stanie wyobrazić co czuję matka która traci dziecko. Pozdrawiam ciepło i bardzo współczuję.
Dziękuję :*
„klin klinem”- tak mówią. Po moich bliźniakach zostało mi tylko wspomnienie dwóch KROPECZEK na ekranie usg- resztę tego co się działo wymazałam z pamięci (a może ze stresu nawet nie odnotowałam). Myślałam, że dam radę zapomnieć – czas leczy rany (mówili). Teraz jestem mamą adopcyjną i wiecie, czas nie wyleczył moich ran, nic nie wypełniło tej pustki. Kocham dzieci które są ze mną tu i teraz, ale tęsknie za moimi KROPECZKAMI – odbiera mi to dużą część radości z macierzyństwa. W dni takie jak dziś ta tęsknota za utraconymi dziećmi z którymi nie mogłam się nawet pożegnać doprowadza do obłędu, do potoku łez którym nie widać końca….
Z każdym rokiem jest inaczej. Spokojniej, stateczniej… Tulę Ciebie i Kropeczki :*
Jest inaczej każdego miesiąca. Niestety nie straciłam tylko Kropeczek. Straciłam wtedy wszelką możliwość na ujrzenie uśmiechu ukochanego męża, koloru moich wyjątkowo zielonych oczu w innej osóbce. I tak naprawde nie umiem Wam odpowiedzieć która strata boli bardziej.
Bardzo przytulam. I bardzo jestem z Ciebie dumna. I ryczę jak bóbr.
:*
Zabrzmi to strasznie, ale zazdroszczę… Zazdroszczę każdego dnia ciąży, każdej godziny Jej życia. Odeszła, ale fizycznie była. Cały świat odnotował to ważne wydarzenie. Mikołaj nie miał tyle szczęścia. Po roku starania w końcu magiczne dwie kreski! Radość nie do opisania. Nasza jedynaczka doczeka się rodzeństwa. Decyzję o tym najpierw odkładaliśmy, bo kredyt na mieszkanie, utrata pracy…ale w końcu jest, udało się! Mogę szczęście trwało całe 2 tygodnie. Gdyby nie badania krwi, nikt nie przydałby mnie nawet do szpitala. Silny ból brzucha i krwawienie. Ale nie tak mocne, może to nic takiego. Może coś z tego będzie. MOŻE… Każdy kolejny dzień pobytu w szpitalu przynosił ze sobą coraz gorsze diagnozy. W końcu ta ostateczna – ciąża pozamaciczna w prawym jajowodzie. Pamiątka po niepotrzebnym usunięciu wyrostka 10 lat wcześniej. Tak, zrosty w moim brzuchu zabiły moje dziecko, które nie miało szansy bezpiecznie dokończyć rozpoczętej podróży. Ból, rozpacz, zdezorientowanie… Nie miałam nawet szansy na pogrzeb, ponieważ cześć „materiału” poszła do badań histopatologicznych, a reszta pewnie do utylizacji. Nie wystarczyło nawet, żeby wysłać do badań genetycznych i potwierdzić płeć. A ja po prostu wiem, że to był chłopiec. 24.11 mija rok od kiedy otrzymałam tabletki poronne na oczyszczenie macicy, 26.11 przeszłam zabieg usunięcia jajowodu z martwą ciążą… Co więc jest tak naprawdę datą śmierci mojego dziecka? To wszystko jest tak irracjonalne, że aż boli. Najgorsze jest to, że wszyscy wkoło nie traktują mojej żałoby poważnie, bo przecież nie zdążyłam się przyzwyczaić… A ja tak bardzo chciałabym móc się przyzwyczaić. Gdy zaczynam z kimkolwiek rozmawiać na ten temat słyszę o takich tragediach jaka spotkała Panią i czuje się winna. Winna użalania się nad sobą, roztrząsania, wracania do przeszłości… Przecież inni mają gorzej! Są ludzie, którzy wogole nie mogą mieć dzieci. A mnie po prostu to wszystko guzik obchodzi, bo czy można licytować się na cierpienie?
To jest najgorsze. Nie wolno nikomu odmawiać prawa do żałoby i pożegnania… Nie da się zmierzyć czyjejś rozpaczy i bólu. I nie wolno porównywać „komu lepiej komu gorzej”. To krzywdzące i niesprawiedliwe, że tak często ból osoby po poronieniu jest umniejszany, sprowadzany do czegoś w rodzaju „fanaberii”… Współczuję i tulę <3
Jestem młoda mama. Nina urodziła się w marcu tego roku. cała ciąża była na podtrzymaniu. Każdy dzień to były modlitwy by moja córeczka była silna i by to wszystko wytrzymała. Dziś jest ze mną. prze chwilą mocno płakała A ja byłam na nią zła że akurat teraz się obudziła, a ja przecież zmęczona i nie wyspana.. Przeczytałam Pani tekst. I zaczęłam wyć. DOSŁOWNIE. Żałuję każdej mojej złej myśli i zdenerwowania. Kocham ja ponad wszystko. czekałam na nią całe życie. Nie wyobrażam sobie jak mogło by jej zabraknąć..
Takie kobiety jak Pani są niesamowicie silne. Nigdy nie poczuje bo Może czuć mama która traci swoje dzieciątko. Mogę tylko się domyślać.
Przesyłam wiele uścisków. Zapalam świeczkę. PAMIĘTAM.
Dziękuję.
Jestem na początku drogi przez mękę Pochowaliśmy Miłoszka 3 tyg temu straciłam go w 35 tygodniu idealnej ciąży Mam jedno dziecko ale to nie On więc nikt i nic nie może mi Go zastąpić Póki co zastanawiam się dlaczego i jak tu dalej żyć Pytania bez odpowirdzi
Dużo sił przesyłam na ten najtrudniejszy czas <3 Może forum na stronie http://www.dlaczego.org.pl trochę pomoże?
chciałam coś napisać, by choć trochę pocieszyć … ale nie znam żadnych słów, które bym mogła, chociaż może i znam, ale po tym poście została pustka w głowie, łzy w oczach i papieros w ręku … nie wiem i chyba nawet nie chcę wiedzieć jak się czujesz, bo żeby się dowiedzieć, musiałabym przeżyć to co Ty, a tego raczej nikt nie chce. Nie wiem czy te moje słowa wpisane tutaj maja jakikolwiek sens, czy są odpowiednie… na szczęście Lilka pozostanie zawsze w Twoim sercu
Słowa pamięci są bardzo ważne. Dziękuję.
spłaksłsm się mając na sercu umęczonego całodziennym płaczem syka maleńkiego..spłakałam się bo to takie okopnie trudne do wyobrażenia a co dopiero przeżycia.. i wkurzyłam się też. dałabym w gębę chyba jakby mnie ktoś tak idiotycznie pocieszał! Kto nie doświadczył TAKIEGO bólu nie ma prawa pocieszać na tak niskim poziomie..wybacz, ale pierwsza moja ciąża(za mną 3) była obumarła. I słyszałam raczej podobne pocieszacze. Nikt nie rozumiał. Ściskam Cię. Jedyne co mnie pociesza to fakt,że kiedyś jednak Ją wreszcie poznasz. I wreszcie przytulisz. I wreszcie ukochasz. I będziesz wreszcie pełna. Mój Boże. jak bardzo to smutne utracić dziecko swoje maleńkie.
Każdy pociesza jak umie, czasem niezgrabnie. Ja się nie gniewam, ale mam nadzieję, że każdy kto przeczytał ten tekst wyciągnie właściwe wnioski i dzięki niemu będzie potrafił po prostu być i słuchać.
Dziękuję za ciepłe słowa <3
ponoć każdy na świecie ma dane tyle czasu ile mu potrzeba…z tym, że to cholernie niesprawiedliwe jest. doceniam każdą sekundę z moimi córkami, bo wiem, ze mogłyby sie nie zdarzyć…
Ciepłe myśli ślę do Pani, jak i do innych rodziców.
Łzy same płyną po policzkach… Lawina wspomnień mocno się uaktywniła… Minęły 3 lata, 3 długie lata rozpaczy, żalu, bólu i tych wszystkich emocji, których nawet nie jestem w stanie nazwać. To nadal tak diabelnie boli i nadal tak łamie serce. Nasza córeczka zmarła po 6,5 mcach, po ciężkiej walce o przetrwanie, o te chwile radości z rodzicami 🙂 Miałam ją w swych ramionach po urodzeniu, tuliłam gdy odchodziła…. Też trzymam wszystkie pamiątki, odcisk rączki, czapeczke, szczotkę do włosków i ciągle wyszukuję znaków na niebie, że dobrze jej tam gdzie odeszła, tyle że bez mamy :((
Sciskam Cię bardzo mocno i dziękuję za ten tekst. Jest w nim to wszystko czego ja nie potrafiłam z siebie wydobyć bardzo długo.
Przytulam <3
Als je bedenkt dat je in Nederland een fortuin betaalt voor je parkeerplaats dan gooi ik hier lachend een paar kwartjes in een automaat hoor hier.
Wszystko, WSZYSTKO co Pani opisała ja odczuwam identycznie. Ten ból, ta tęsknota nie tylko za noworodkiem ale za 2latkiem, 10latkiem, 20latkiem… ta pustka, której nie potrafię zapełnić, nikomu niepotrzebne łóżeczko, ubranka, zabawki… kupowanie zniczy zamiast zabawek… Rozumiem te uczucia doskonale… nie wiem tylko jak wrócić do życia, jak odbudować je na gruzowisku, które powstało po stracie Mikołaja…U mnie mija 8 miesięcy… Przede mną 1 listopada, Boże Narodzenie… Nie wiem ja to przetrwam… Ale przetrwam… Tyle cudownych kobiet po stracie dzieci daje radę, ja też dam. Muszę. Dla Mikiego. Niech będzie dumny z mamy…Bo wierzę, że On mnie widzi. Muszę w to wierzyć bo zwariuję….
Ściskam Panią mocno.
Liluś a dla Ciebie kolorowe światełka do Nieba (*)(*)(*)
Polecam grupy wsparcia. Tutaj można znaleźć gdzie są organizowane: http://www.dlaczego.org.pl/forum/index.php?bn=nowe_grupywsparcia
Mnie bardzo pomogło stanąć na nogach.
Przytulam mocno <3
Straciłam dwójkę. Jedno w szpitalnej toalecie, drugie w drodze do szpitala. Teraz mam cudowną 11 miesięczną córeczkę. Do tej pory odcinałam się od przeszłości. Tak jakbym zapomniała, że to się wydarzyło. Jakby to był sen.
Każdy ma swój sposób. Przytulam <3
W 2009 roku urodzil sie i odszedl Krzys. Po tamtej stracie na swiat przyszlo moich dwoch synkow. Wciaz licze ile lat mialby Krzys gdyby byl z nami i wciaz po cichu placze bo w rodzinie Krzys na rowiesnikow ktorzy szli teraz do pierwszej klasy i on tez by szedl… Zyjemy normalnie, ale jak bumerang wracaja mysli…
I czasami tez sie zastanawiam czy moj dwa miesiace temu urodzony trzeci synek by byl gdyby Krzys nie odszedl (zawsze chcialam dwojke dzieci)… Patrze teraz na niego tulacego sie po nocnym karmieniu i wiem ze to nie ma znaczenia bo JEST tu i teraz i kocham go najbardziej na swiecie:-). Mnie tez mialo nie byc bo mama pochodzaca z wielodzietnej rodziny chciala tylko jedno a ja jestem ta druga, ale nigdy nie poczulam ze jestem niechciana.
Ps. Piekny tekst
Tak, to wraca… Bardziej lub mniej intensywnie, ale jest cały czas… A najbardziej w Święta…
Przytulam.
niewiem co napisać. przepieknie napisane.ryczę. moja tesknota trwa 2 lata. wszytsko gotowe, pachnące poprasowane, torby spakowane, 2 letni synek czekający na siostre, 40 tc idealnej ciąży i krwotok, karetka, zła decyzja lekarza, reanimacja i cisza… ja niepamietam bo bylam w narkozie. mąż pamieta i czesto go prosze by mi o niej opowiedzial, jakie miała stópki, kolanka, włoski… kupił jej sukeineczkę i obowiazkowo polarowy plaszczyk i podwójna czapeczka bo to luty, smoczek i gryzaczek i jeszcze nim zamkneli trumne kocyk bo zimno. Rok po urodzilam syna. co mu powiem?? niewiem??? prawda taka ze gdyby ona żyła jego w planach by niebyło. ale kocham go całym zbolałym sercem. ale gdyby ona żyła to wszytsko inne by było.wszystko. starszy czesto mówi o siostrze choć widział ja chwile w trumnie i byl na pogrzebie. 2 latek duzo rozumie. mówi ze sie z nia bawi. ostatnio na sankach ją woził… dobrze ze chociaż on może… przytulam mocno
Też przytulam <3
niewiem co napisać. przepieknie napisane.ryczę. moja tesknota trwa 2 lata. wszytsko gotowe, pachnące poprasowane, torby spakowane, 2 letni synek czekający na siostre, 40 tc idealnej ciąży i krwotok, karetka, zła decyzja lekarza, reanimacja i cisza… ja niepamietam bo bylam w narkozie. mąż pamieta i czesto go prosze by mi o niej opowiedzial, jakie miała stópki, kolanka, włoski… kupił jej sukeineczkę i obowiazkowo polarowy plaszczyk i podwójna czapeczka bo to luty, smoczek i gryzaczek i jeszcze nim zamkneli trumne kocyk bo zimno. Rok po urodzilam syna. co mu powiem?? niewiem??? prawda taka ze gdyby ona żyła jego w planach by niebyło. ale kocham go całym zbolałym sercem. ale gdyby ona żyła to wszytsko inne by było.wszystko. starszy czesto mówi o siostrze choć widział ja chwile w trumnie i byl na pogrzebie. 2 latek duzo rozumie. mówi ze sie z nia bawi. ostatnio na sankach ją woził… dobrze ze chociaż on może… przytulam mocno