Pomoc, czy sieciowy lincz?

Powraca sprawa małego Fabianka, ponoć bitego przez matkę. Internauci hurtowo rzucają się na ratunek dziecku i ojcu, opierając się na filmach nagrywanych i udostępnianych przez tego ostatniego oraz przedstawianych przez niego dokumentach. Na matce odbywa się, w bardzo niewybrednych słowach (s..a, k…a itp.), sieciowy lincz.

Obejrzałam facebookowy profil ojca, stronę wydarzenia Pomoc dla Fabianka!!!, reportaż w Interwencji i filmiki, przedstawiające rozmowy z chłopcem.

Cóż, oczywiście nie jestem psychologiem, ani biegłym sądowym, ale najwyraźniej widzę na nich coś kompletnie innego niż reszta świata, a mianowicie zapłakane, szaleńczo zdenerwowane dziecko, indagowane przez ojca aż do momentu, kiedy potwierdzi sugerowaną wersję wydarzeń. Jeden z filmików występuje w dwóch wersjach.

Wersja 1., najczęstsza – ojciec dopytuje się: „Mama znowu cię uderzyła? Tak? Mama cię biła?”, chłopczyk, zanosząc się płaczem odpowiada: „Tak, mama bi(y)ła, tu, bi(y)ła.”

Wersja 2. pełna: chłopczyk odpowiada: „Tak, mama bi(y)ła, tu, bi(y)ła, u cioci”…

Hmmm… Mnie wychodzi, że mama była u cioci. Ale mogę się mylić…

Natarczywość pytań szlochającego ojca mnie osobiście poraża. „Mama krzyczy?”, „Masz dość?”, „Źle ci jest?”, „Wszystko musisz mi mówić co jest w domku! Jak ci Aluś będzie dokuczać, mama będzie dokuczać.”, „Boisz się mamy?”, „Bardzo się boisz mamy?”…

A to wszystko do dwuletniego dziecka, które dopiero uczy się mówić, jest w potwornie stresującej sytuacji, w ogniu walki rodziców. Nie wyobrażam sobie zachowywać się w taki sposób wobec swojego dziecka, szczególnie mając na spotkanie z nim tylko cztery godziny dwa razy w tygodniu. Moje dzieci dopytywane w ten sposób, choćby o skład obiadu w przedszkolu, dostałyby podobnej histerii. To powinien być czas budowania wzajemnej relacji, bliskości, poczucia bezpieczeństwa, a nie dręczenia.

Spytacie o obrażenia? Pokażcie mi jedno dziecko, które podobnych nie miało… Pierworodna moja miała identycznego, wielkiego sińco-guza, dokładnie w tym samym miejscu, nabytego tuż przed pierwszymi urodzinami wskutek spotkania ze stolikiem kawowym (pamiętam, bo pięknie się prezentuje na zdjęciach z imprezy), identycznego otarcia na policzku nabawiła się jakiś czas później, potykając o brzeg dywanu i jadąc po nim ślizgiem…

Z drugiej strony jest matka, która jak tak dalej pójdzie, będzie miała wielki kłopot, żeby w ogóle wyjść na ulicę, która dotrzymuje postanowień sądu, wydaje dziecko ojcu, pomimo tego co publikuje on w sieci. Pomijając już wszystko inne, przecież ta kobieta musiałaby być skończoną kretynką, żeby tłuc dziecko, zostawiając widoczne ślady, wiedząc o regularnych publikacjach ojca. Nie leci też ze swoim problemem do mediów i nie zakłada łzawych profili, obawiam się jednak, że za chwilę pęknie i będzie zmuszona to zrobić, bo jeśli nie, to zanim jakikolwiek sąd wyda wyrok będzie skazana przez wszystkowiedzących internautów, bez prawa do obrony.

Zastanowiliście się drodzy sędziowie in spe, czy naprawdę wiecie co tam się dzieje? Czy nie jesteście aby poddawani bardzo sprytnej i perfidnej manipulacji? Bo takiej najłatwiej dokonać epatując krzywdą dziecka – choćby tylko potencjalną.

Żeby nie było wątpliwości. Uważam, że prawo ojca do realnej i codziennej obecności w życiu dziecka jest święte i niezbywalne! Szlag mnie trafia, kiedy widzę lub czytam, jak bezwzględnie kobiety potrafią eliminować byłych partnerów/mężów z roli ojca, usuwać ich z życia wspólnych dzieci, nie respektować wyroków sądu.

Rzecz jednak w tym, że w tej konkretnej sprawie, wszyscy znamy relację tylko jednej strony. Mnie ona kompletnie nie przekonuje, ale zgadzam się z jednym – odpowiednie instytucje powinny szybko i sprawnie zareagować, żeby mały chłopczyk mógł spokojnie cieszyć się dzieciństwem.

Komentarze

174 komentarze

Odpowiedz na „MonikaAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany.