To moje!
Generalnie jest tak, że choć zgłębiam teorię, zbieram różne patenty, sztuczki i pomysły na układanie relacji w rodzinie, to zazwyczaj przynoszą one różny skutek, mniej lub bardziej oczekiwany. W tej kwestii, o której piszę dzisiaj mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że odniosłam stuprocentowy sukces, zatem zapraszam, częstujcie się i napawajcie efektami.
W czym rzecz? Ano w tym, co zapewne znają prawie wszyscy rodzice więcej niż jednego potomka, czyli: „maaaaaamoooooo ooooon/ooooonaaaaa miiiii zaaaaaabraaaaaaał/łaaaaa!!!”, „toooo moooojeeeeeeee!!!”, „maaaaamooooo zabierz tego gówniarza/gówniarę z mojego pokoju!!!”. Niby norma, ale wcale normą być nie musi. U nas właściwie się nie zdarza. Jakim cudem?
Od razu, kiedy Młody podrósł na tyle, że zaczęły go interesować zasoby Młodej i nauczył się otwierać drzwi wprowadziłam trzy proste zasady, obowiązujące w obie strony:
1. Nie wolno wchodzić do cudzego pokoju bez wiedzy, zgody i pod nieobecność właściciela.
2. W związku z tym wszystko co leży w pokoju, bez wiedzy, zgody i pod nieobecność właściciela, jest nietykalne.
3. Wszystko co porzucone w przestrzeni wspólnej uważa się za udostępnione każdemu chętnemu.
Byłam przekonana, że spotkają mnie protesty i próby ominięcia systemu. Otóż, ku mojemu zdumieniu, nic takiego się nie wydarzyło. Młoda uznała, że powyższe nakazy służą chronieniu jej skarbów, Młody, że tak po prostu jest. Kiedy miał 3-4 lata i chciał wziąć coś z pokoju siostry prosił mnie, żebym się z nią skontaktowała i spytała, czy można. Jeśli możliwości kontaktu nie było oświadczał, że w takim razie poczeka, nawet wtedy, kiedy mówiłam: „na pewno nie będzie miała nic przeciwko temu”. Szok, niedowierzanie, tysiące pytań bez odpowiedzi, ale zadziałało. Trwa już siedem lat i dzieje się samo, bez żadnych moich, dodatkowych interwencji.
Zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy dysponują luksusem w postaci osobnego pokoju dla każdego, ale na pewno zawsze da się zorganizować osobne szafki, pudła, własny kąt, do którego pozostali nie mają dostępu. Możliwość pełnej kontroli nad swoimi skarbami powoduje, że nie ma poczucia konieczności walki o nie, bo to dziecko decyduje kiedy i jakie zabawki/kolekcje/gry mogą być udostępnione rodzeństwu lub gościom.
Tak trochę na temat, ale ciut z innej beczki. Zawsze przed przyjściem innych dzieciaków prosiłam, żeby to, czym absolutnie nie mają ochoty się podzielić, po prostu było schowane. Dzięki temu udało nam się również uniknąć kłopotliwych sytuacji pod tytułem „wszystko możesz, ale tego nie!”. Młode nie drżały o swoje najcenniejsze i najukochańsze akcesoria, a gościom nie trzęsła się broda na widok niedostępnych atrakcji.
Przysięgam, cały ten zestaw działa! I ułatwia życie wszystkim. I nam, rodzicom, i dzieciakom.
Bardzo fajny sposób, problem pojawia się przy dzieciach w podobnym wieku, których zabawki naprawdę są wspólne i chowanie ich przez jedną stronę.. Cóż, byłoby nieprawiedliwe.
Z jednej strony tak, ale ja bym też zrobiła podział na własne i wspólne. Każdy potrzebuje mieć jakąś autonomię, do której nikogo nie musi wpuszczać 🙂
genialne w swej prostocie! młodsze nie wie, że może być inaczej, bo zna tylko taki tor postępowania, a starsze jest zadowolone, bo młodsze mu się z butami w życie nie wcina 😀 zapisuję linka do wdrożenia jak już przyjdzie odpowiedni wiekowo czas 🙂
Powodzenia!