Ratunku! Moje dziecko dorasta!
„Małe dzieci mały kłopot, duże dzieci duży kłopot” – kiedy będąc matką początkującą słyszałam to od „Cioć Dobra Rada”, szlag mnie trafiał. Uważałam, że umniejszają mój heroiczny wysiłek wychowawczy. Nie mają też bladego pojęcia jak absorbujący i uparty potrafi być współczesny dwulatek oraz jakie wyzwania stawia w dzisiejszych czasach świat przed młodym rodzicem. Poza tym przecież ja, to zupełnie co innego. Buduję, zgodnie z zaleceniami, głębokie relacje, oparte na bliskości, wsparciu i zrozumieniu. Kiedy moje zaczną dorastać, po prostu będą znały granice i bez żadnych problemów się do nich dostosują.
Z każdym rokiem przekonuję się, że clue przysłowia wcale nie tkwi w tym, że dziecko wyruszy na wojnę z całym światem, wbije sobie kolczyki wszędzie, ogoli pół głowy i zafunduje budzący grozę tatuaż. Tkwi w tym, że instrukcja obsługi staje się znacznie trudniejsza do ogarnięcia. Mogłabym to porównać do planszówki, której twórcy co i rusz wypuszczają na rynek nowe, coraz bardziej skomplikowane rozszerzenia i dodatki.
Na bunt dwulatka, czterolatka, odpieluchowanie, histerię, adaptację w przedszkolu, znajdowałam w sieci i w poradnikach mnogość pomysłów i patentów. Wypróbowanych, skutecznych, dostosowanych do każdego stylu rodzicielstwa. Od momentu posłania Młodych do podstawówki internety przestały być tak elokwentne… A ja codziennie stawałam przed kolejnymi, jak zwykłam je nazywać, „szokami rodzicielskimi”. Tym razem, pozbawiona prostych w użyciu porad, czułam się goła jak święty turecki.
Jednym z pierwszych „szoków” był ten, kiedy pewnego dnia powiedziałam Młodej „nie” i zostałam przez nią zasypana gradem argumentów. Co gorsza wielu z nich nie mogłam zaprzeczyć, a odmówić musiałam. Help! Potem zakres próśb w szybkim tempie zaczął się rozszerzać i zmieniać swoją wagę. To już nie była zabawka, czy cukierek w sklepie, ale na przykład bardzo późno-wieczorny wypad do kina na jakiś maraton, organizacja dwudniowej imprezy u nas w domu (sic!), drogi sprzęt albo ubrania. A wiem, że to jeszcze nie koniec, dopiero się rozpędza…
Musiałam, chcąc nie chcąc, przeprowadzić rzetelną weryfikację swoich kompetencji. Nauczyć się wspinać się na szczyty cierpliwości i osiągać wyżyny swoich możliwości negocjacyjnych. Zachowanie autorytetu i wzajemnego szacunku stało się wielką sztuką, chwilami miałam wrażenie, że to właściwie niemożliwe… Zawsze źródła większości kłopotów upatrywałam w braku wiedzy i pomysłów, więc postanowiłam zawczasu poczynić przygotowania, do kolejnych tego rodzaju starć.
Stworzyłam w tym celu, na własny użytek, listę wskazówek, dzięki którym łatwiej mi z Młodą dyskutować:
- Pamiętaj – asertywność nie oznacza umiejętności wysyłania ludzi na drzewo. Oznacza umiejętność zachowania swoich granic bez naruszania granic drugiej osoby.
- Ustal z dzieckiem zasady – to bardzo ważne, bo w razie czego masz się do czego odwołać. Jeśli uzgodniliście, że godziną powrotu do domu jest 22:00, czas spędzony przy komputerze to godzina dziennie, a obowiązkiem dziecka jest odkurzanie domu, to tego należy się trzymać.
- Słuchaj i odpowiadaj – to pozwala nawiązać dialog i poznać punkt widzenia dziecka. Przesadny autorytaryzm, wbrew pozorom, utrudnia skuteczną odmowę. Potęguje bunt, prowokuje do prób działania poza wiedzą i bez zgody rodziców. Nastolatek musi zrozumieć Twoją argumentację, inaczej zrobi po swojemu.
- Odwołuj się do własnych doświadczeń z młodości – na przykładzie zawsze łatwiej jest wszystko wyjaśnić. Nie bój się wspominać osobistych, niekoniecznie chwalebnych, przygód i wyczynów, wraz z konsekwencjami jakie ze sobą niosły. Odpowiednio przekazane mogą spowodować, że Twoje dziecko poczuje swego rodzaju wspólnotę przeżyć i dostrzeże w Tobie ludzkie cechy. Wtedy będzie bardziej skłonne do przyznania ci racji.
- Rozważ rzetelnie „za i przeciw” – będziesz wiedzieć, czy na pewno musisz odmówić. Czasem okopujemy się na swoich pozycjach nawet wtedy, kiedy nie ma takiej bezwzględnej potrzeby.
- Ufaj – dopóki nie masz podstaw do podejrzeń, że Twoje dziecko robi cokolwiek nagannego odpuść i daj mu maksimum akceptowalnej wolności.
- Okazuj szacunek i zrozumienie – otrzymasz to samo w zamian. Nic tak skutecznie nie zobowiązuje do dotrzymania obietnic i ustaleń, jak poczucie lojalności.
- Nie zrzędź – zrzędy bardzo szybko przestaje się słuchać, a z czasem zaczyna doprowadzać do szału.
- Nie rozkazuj – tego nikt nie lubi, a nastolatki najbardziej. Dom to nie dwór królewski ze średniowieczną hierarchią. Każdy musi czuć się w nim komfortowo.
- Nie krzycz – to spowoduje wyłącznie awanturę i na pewno niczego nie rozwiąże.
U nas, póki co i odpukać w niemalowane, działa, no chyba że ja się zapomnę… Mam cichą nadzieję, że tak zostanie. Ale ponieważ dobrych pomysłów nigdy za wiele, do zapraszam do podrzucania własnych. Może uda nam się stworzyć listę idealną?