Szczepienia, zastrzyki, pobranie krwi i inne medyczne nieprzyjemności – jak dać radę?
Ponieważ widzę, że niektórym podpadłam wpisem o histeryzujących przy okazji pobierania krwi siedmio-, ośmio-, dziewięcio- i dziesięciolatkach, postanowiłam zbiorczo odnieść się do padających argumentów, przykładów i zarzutów.
Otóż naprawdę wszystko rozumiem. Zdarzają się dzieci nadwrażliwe, z zaburzeniami integracji sensorycznej, po traumach i przeżyciach szpitalnych, którym jakikolwiek kontakt ze służbą zdrowia kojarzy się z koszmarem. Ale kurka wodna, ZDARZAJĄ SIĘ. Tymczasem przy każdej wizycie w gabinecie zabiegowym, rejonowym ośrodku zdrowia przy okazji szczepień, podczas wizyt w przychodni medycyny sportowej , w szpitalu na urazówce (niestety szczególnie Młoda ma talent do uszkadzania się na najdziwniejsze sposoby…), odbywają się dantejskie, mrożące krew w żyłach sceny. Nie przytrafiają się jednemu, wyjątkowemu dziecku, ale kilkorgu.
I niestety słyszę jak reagują ich rodzice. Czasem mam ochotę strzelić soczystą reprymendę, ale jednak staram się gryźć w język i zazwyczaj daję radę (poza naprawdę skrajnymi, mającymi znamiona przemocy, przypadkami). Połajanka, uskuteczniona przez obcą babę w poczekalni, nie odniesie oczekiwanego skutku, co najwyżej spowoduje pyskówkę i wprowadzi dodatkową, nikomu niepotrzebną, nerwowość.
A co takiego się dzieje, że pozwalam sobie na dokonywanie ocen po jednej tylko, wyrywkowej sytuacji? Proszę bardzo, już piszę. W punktach, bo tak łatwiej:
- Groźby i szantaż.
Do na oko trzyletniego malucha, nudzącego się jak mops, mówiącego i pytającego (nie krzyczącego!), chodzącego z nudów w tę i nazad po korytarzu (masakra, trzeba latać za nim!): „jak się nie uspokoisz przyjdzie LEKARZ i zrobi ci ZASTRZYK!”. Przypominam, że dziecko czeka na lekarską konsultację…
Straszenie karami: nie będziesz grał/oglądał/czytał/, zabiorę ulubioną zabawkę, dostaniesz w dupę (wcale nierzadkie…)
Hit dzisiejszy: „jak nie pozwolisz sobie pobrać krwi to UMRZESZ!”. Nawet nie wiem jak coś takiego skomentować…
- Kłamstwo.
„Nic się nie bój, nie będzie bolało, nawet nie poczujesz” – zdanie powtarzane w poczekalniach jak mantra, w które chyba żadne z uspokajanych dzieci, robionych tak w konia za każdym razem, nie wierzy i już w życiu nie uwierzy. Skutek – trudno je będzie przekonać nawet do najprostszego osłuchania stetoskopem, czy obejrzenia gardła. Taki pomysł na uspokojenie, to sztuka na raz, a jej następstwem jest strach dziecka i utrata zaufania do rodziców.
- Emocje rodziców, niestety chyba wyłącznie matek, przynajmniej ja nigdy nie widziałam czegoś takiego w wykonaniu ojca.
Rozedrganie, przerażenie, łzy w oczach, pocieszanie na zapas w stylu „moje biedactwo, ja to wiesz, nigdy w życiu bym ci czegoś takiego nie zrobiła, ale…”.
Jeżeli nie potrafisz nad tym zapanować wyślij męża, babcię, dziadka, przyjaciółkę, sąsiadkę, kogokolwiek. Twój strach udziela się dziecku w sekundę, potęgując fobię. Sama boję się dentysty jak pieron, ale wizytując go z dzieciakami osiągam wyżyny ZEN i TAO. Jeśli nie dawałabym rady, przekazałabym ten obowiązek komu innemu. Czasem trzeba odpuścić, wyjść, zniknąć z horyzontu.
- Brak przygotowania dziecka na to co, kiedy i w jaki sposób będzie się działo.
Np. pobranie krwi jest ostatnie na liście badań sportowych, ale dziecko w każdym z gabinetów oczekuje zagrożenia. Zupełnie bezbolesne EKG okazuje się nie do wykonania, z powodu stresu, klamry przypinane w jego trakcie w okolicach kostek i na rękach oraz „przyssawki” umieszczane na klatce piersiowej jawią się jak zapowiedź elektrowstrząsów, nawet próby wysiłkowe (przysiady lub rowerek), mierzenie ciśnienia (założenie warczącego, samo – pompującego się rękawa) jak wstęp do amputacji ramienia, a ważenie i mierzenie na specjalnym ustrojstwie potrafi robić za gilotynę. Badanie u laryngologa, również absolutnie nieinwazyjne, trwa wieczność, bo lekarz ma na głowie opaskę z latarką, a w ręku straszliwą, metalową tubkę, zbliżającą się niebezpiecznie do nosa, uszu, jakby do samego mózgu miała się przewiercić…
Zanim pójdziecie na jakiekolwiek badania, zabiegi, krok po kroku opowiedzcie co się będzie działo, bo Wasze dziecko tego nie wie! Ja np. mówiłam, że pobieranie krwi, szczepienia, owszem bolą, ale znacznie mniej niż stopa bez kapcia trafiająca w klocek – był śmiech, ale przede wszystkim punkt odniesienia. Wytłumaczcie w jaki sposób laryngolog sprawdza stan gardła, nosa, uszu. Czym jest i jak przebiega badanie serca za pomocą EKG, co to są te przyssawki, klamry, do czego służą. Jeśli sami nie wiecie – spytajcie wujka Google, na tego rodzaju pytania rzetelnie odpowie. Dziecko nadal ma wątpliwości? Znajdźcie i pokażcie filmik na youtubie, jest ich bardzo dużo. Świadomość czego dokładnie można się spodziewać czyni cuda.
U mnie działa zawsze obiecana zabawka za max 20 złotych już dwa razy dała sobie pobrać krew bez wrzasku