Na Boże Narodzenie
Boże Narodzenie. Kto jeszcze kojarzy ten czas z kolędami, rodziną, miłością, ciepłem i spokojem? Marketing pożarł Święta. I nie chce oddać…
Żeby nie wiem jak się starać podrabiane Mikołaje, tysiąc wersji, mniej lub bardziej świątecznych przebojów, ledowe renifery, okolicznościowe czekoladki i świetliste dekoracje wchodzą nam na głowy od razu po 1 listopada. Nagrobki zaliczone – no to wio. Nakręcamy handelek, zaczyna się walka podaży z popytem. Zmasowany atak radiowo-telewizyjno-sklepowo-muzycznych reklam czegokolwiek, aby tylko wyglądało i pachniało świątecznie, grało na sentymentach, emocjach, marzeniach. Nie ma jak się od tego odciąć, włazi każdym porem skóry. Korki na dojazdówkach do wszystkich większych sklepów i centrów handlowych, kolejki po podduszone, pokaleczone karpie, wijące się na kilkuset metrach, bitwy przy półkach i kasach. Wszechobecny pęd, nerwy naciągnięte do granic wytrzymałości,
A mnie się marzy świąteczna cisza, spokój i zaduma. Poczucie, że jest wyjątkowo, inaczej niż na co dzień. Że mogę w tym szczególnym czasie cieszyć się tym co mam, wspomnieć z czułością, uśmiechem i tęsknotą tych, których przy stole ubyło.
Czy da się to zrobić w zabieganych czasach, kiedy każdy goni własny ogon? Ja staram się wszelkimi dostępnymi siłami odsunąć dekoracje i świecidełka, skupić na tym co najważniejsze – rodzinie i bliskich.
Dlatego z uporem nie ulegam prośbom dzieci o postawienie i ubranie choinki tydzień lub dwa wcześniej, dlatego co roku z naszymi wigilijnymi gośćmi umawiamy się, że każdy gotuje coś u siebie i przynosi. Dlatego sprzątamy tylko to co naprawdę trzeba – przecież przyjmujemy samych swoich. Cóż to za święty czas, spędzony wśród garów, okraszony powarkiwaniem na wszystko i wszystkich, pośpieszaniem – bo jeszcze kibel do wymycia, pies po raz kolejny rozdeptał wodę z miski na całej powierzchni świeżo umytej podłogi, a wyprane firanki, poprawiane milion razy, nadal nie chcą ułożyć się w równiutkie fale.
Dlatego też, pomimo że Młoda już od dawna nie wierzy, a Młody jeszcze w tym roku postanowił poudawać (ale ja wiem, że on wie 😉 ) nadal „bawimy się” w nieuchwytnego Mikołaja, którym od lat jest zaprzyjaźniony sąsiad, podrzucający znienacka pod drzwi worki. To kolejna przyczyna do wzruszenia i zatrzymania się na chwilę. Jak to szybko zleciało…
Uwielbiam kolędowanie. Znosimy na dół klawisz, dzieciaki łapią za skrzypce, ja za gitarę, jak się da to przychodzą też sąsiedzi. Bez kolęd Wigilia się nie liczy 😉 Poprzednia była wyjątkowa, śpiewanie i granie udało się nam jak nigdy! Niewiele później okazało się, że dla mojego Taty i jego kolegi, który odwiedził nas wtedy z rodziną, było to ostatnie Boże Narodzenie, a wspomnienie tego wieczoru stało się absolutnie bezcenne. Nadchodzące będzie trudne, przybyło pustych miejsc, ale zrobimy wszystko, żeby było przynajmniej tak samo piękne.
Na nadchodzące Święta życzę wszystkim moim Czytelnikom, żeby przystanęli, ucichli, chłonęli to co tu i teraz. Bądźcie razem, zostawcie gdzieś z tyłu niesnaski i pretensje, może przeproście lub wybaczcie komu trzeba, odpuśćcie też sobie. Nie warto tracić czasu, bo z każdą Wigilią mamy go o rok mniej. Każda kolejna będzie już inna.