10 najbardziej w…kurzających zachowań kierowców

Pomimo że jestem kobietą i w dodatku czasami blondynką, jestem też kierowcą – codziennym, jeżdżącym namiętnie i z pasją. Po mieście, w trasie – wszystko jedno – zabrałam swojemu chłopu kierownicę i nie oddam! Po mieście poruszam się oczywiście częściej, bo tutaj toczy się moje życie, a ponieważ jest nim Stolica, więc korki towarzyszą mi na każdym kroku. Z racji dobrej pozycji startowej, sporą część każdej dłuższej eskapady odbywam po drogach ekspresowych lub autostradach. Jest kilka zjawisk na drodze, które doprowadzają mnie do furii połączonej z rozpaczą. Utrudniają życie, wydłużają czas dotarcia, czasami są cholernie, a zarazem beznadziejnie głupio niebezpieczne. Zebrałam je w punktach, a nuż ich sprawcy przeczytają i jednak zaczną myśleć? Nadzieja umiera ostatnia…

1. Znikający pas. Jeśli jezdnia posiada konkretną ilość pasów, to po to, żeby ich używać, nawet jeśli kończą się za kilometr lub dwa … Tymczasem na przykład na skrzyżowaniu Puławskiej z trasą S2 stoi wściekły korek na dwóch lewych (każdy, kto jechał w stronę Piaseczna wie o której krzyżówce mówię, a jak ktoś nie jechał, niech podmieni nazwy, bo z pewnością wszędzie da się takie miejsce znaleźć). Najbliższy im prawy jeszcze jest jakoś zaludniony, ten dalszy – pusty… Dlaczego? Ano „pierwszym prawym” nikt nie chce jechać, bo będą się włączały do ruchu pojedyncze „cwaniaki” (ja nazywam ich myślącymi), z niemal nieużywanego, skrajnego prawego. Jeśli już ktoś się na ten „pierwszy prawy”  zdecyduje, to jak świętości pilnuje, żeby tych ze skrajnego nie wpuszczać, bo śmiały buraki użyć dostępnej jezdni, skandal! Jasne. Lepiej uformować szlachetny korek na kilka kilometrów wstecz, upychając się kulturalnie na dwóch pasach z dostępnych czterech, niż użyć najprostszej możliwości, czyli jazdy na suwak, trenowanej z powodzeniem w wielu cywilizowanych krajach…

2. Buspas. Zanim zaczniecie pomstować i przesyłać mi hawajski znak pokoju kiedy nim jadę, spójrzcie na znaki drogowe. Wiele z tych pasów obowiązuje tylko w tygodniu i w dodatku w określonych godzinach…

3. Rondo. To takie okrągłe coś, co naprawdę da się pokonać z głową, tylko trzeba jej użyć. Ja wiem, że przepisy tego nie regulują, ale prosta zasada: jeśli ma dwa pasy, prawego używamy do jazdy w prawo i na wprost, a lewego do jazdy w lewo i zawracania (na większych zazwyczaj jest oznakowanie, przynajmniej płaskie, czasem też pionowe, naprawdę warto na nie spojrzeć). No i używać migaczy wtedy, kiedy trzeba, czyli przed zmianą pasa (nie w trakcie)  i przed zjazdem (nie w trakcie). Proste? Proste. Więc dlaczego, kurka wodna, na rondach jest taki kipisz?

4. Skrzyżowanie. Nie wjeżdżamy, jeśli nie mamy stu procent pewności, że je przed zmianą świateł opuścimy. Dla niektórych to niestety wiedza tajemna. Skutek? Chór klaksonów jest mało istotny (choć może niektórym da do myślenia i następnym razem głupoty nie powtórzą), cudzy mandat też zasadniczo mam w nosie, ale potęgowanie i tak ogromnych korków – nie do wybaczenia!

5. Światła. Żółte światło jest po to, żeby przygotować się do jazdy, czyli wrzucić jedynkę. Zielone, żeby ruszyć. Nigdy odwrotnie…

6. Hamowanie. Naprawdę wystarczy zdjąć nogę z gazu lub zejść na niższy bieg. Nie trzeba macać hamulca co pięć sekund, stawiając za każdym razem na baczność kierowcę, jadącego z tyłu…

7. Przejście dla pieszych. Boję się przepuszczać ludzi na pasach. Cholernie się boję, bo nie chcę ich uśmiercić. Jeśli tylko widzę w lusterku, że ktoś jedzie równoległym pasem, mowy nie ma, nie zatrzymam się, bo co drugi kretyn (przykro mi, ale inaczej nie da się tego nazwać) widząc zatrzymujący się przed przejściem samochód, jedzie dalej, bez cienia myśli pod czaszką… Za to powinno się zabierać prawo jazdy, natychmiast, bez odwołania i tłumaczenia.

8. Kocham jedną prędkość i będę jej używał zawsze. Jest taki gatunek, co zasuwa zawsze z tą samą wartością na liczniku. Bez znaczenia, czy porusza się autostradą, czy właśnie zjechał na gminną, dziurawą i bez pobocza, jednopasmówkę. Na autostradzie go wyprzedzam, a chwilę potem, po zmianie klasy i jakości drogi, on wyprzedza mnie, bo zapyla nadal tak samo, pomimo że ta nieszczęsna boczna, z powodu zużycia, powinna skłonić do znacznego zmniejszenia prędkości. Na autostradzie zawalidroga, na bocznych pirat. Ot zagwozdka logiczna…

9. Wiszenie na ogonie. nie wiem, może miałam szczęście, ale nie spotkałam się z tym nigdzie w Europie (nawet w Bukareszcie, który pokonałam mając śmierć w oczach i z wizją, że będę miała połowę blach do wymiany…). Wszystko jedno czy to centrum miasta, czy trasa, zawsze znajdzie się jakiś znerwicowany, który bez względu na okoliczności musi szybciej, albo po prostu nie posiada zmysłu wyczucia odległości. Niezależnie od motywów, rzeczony nerwicowiec, ryzykuje swoim, swoich pasażerów, moim i moich pasażerów życiem. Dlaczego? Bo nie zostawia sobie żadnego czasu na reakcję. No niech mi wybiegnie na drogę jakiekolwiek stworzenie i będę musiała dać po hakach… Mamy karambol…

10. Blondynka za kierownicą. Taki widok nie oznacza, że należy ją bez względu na możliwości własnego bolidu wyprzedzić, nawet jeśli ona przed chwilą wyprzedziła mnie, a potem toczyć się przed nią z poprzednią prędkością, wymuszając kilkukrotne powtórzenie manewru. Serio. Jak tylko zmieniam kolor włosów na jasny okazuje się, że część samców nie wytrzymuje nerwowo takiej „porażki” i wydusza ze swoich pojazdów ostatnie poty, żeby twarzy nie stracić. Proponuję terapię…

Komentarze

4 komentarze

Add a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany.